Czytelnia

Kościół jest kobietą

Kobieta

Kościół w Polsce

Ewa Kusz

Grzegorz Pac

Piotr Jordan Śliwiński OFMCap.

A co pani tu robi?

Rola kobiet w formacji kapłańskiej

Z Ewą Kusz i Piotrem Jordanem Śliwińskim OFMCap rozmawia Grzegorz Pac

Grzegorz Pac
Co wie kleryk kończący seminarium duchowne o kobietach?

Ewa Kusz
Moje doświadczenie jest specyficzne – z klerykami spotykam się, podczas terapii czy też zajęć seminaryjnych, jako psycholog. Patrząc z takiej perspektywy, wnioskuję, że kleryk opuszczający seminarium nosi w sobie pewien idealistyczny obraz kobiety, a nawet tęsknotę za kobietą, co jest zupełnie naturalne – to trochę tęsknota za matką, trochę za kimś bliskim, ale w gruncie rzeczy mało realnym.

Piotr Jordan Śliwiński OFMCap
Myślę, że sam stosunek do kobiet jest bardzo niejednoznaczny. Z jednej strony się z Panią zgadzam, że ten obraz jest wyidealizowany, choć nie wiem, czy nie bardziej dotyczy to obrazu małżeństwa, które jawi się klerykowi jako coś sielankowego. Mam zresztą wrażenie, że z drugiej strony jest podobnie: ludzie świeccy myślą o życiu zakonnym, a czasami także o życiu kapłańskim, że polega ono na nicnierobieniu i nieustannej modlitwie. Jest tu więc wzajemna nieznajomość i poczucie egzotyki.

W kontekście tego, co Pani powiedziała, warto przywołać badania, które wśród kleryków polskich seminariów diecezjalnych przeprowadzał ks. Krzysztof Pawlina. Pierwszą ankietę przeprowadzono w roku 2000, na początku studiów, drugą w momencie opuszczania seminarium. I z tych badań wynika, że dla ponad 50% kleryków najwyższym, niekwestionowanym autorytetem jest mama. Tymczasem na przykład rektor seminarium jest autorytetem dla 3% przyszłych księży.

Pac
Jak by Pani wytłumaczyła – jako psycholog – tak istotną rolę matki?

Kusz
Oczywiście to jakoś koresponduje z tęsknotą za kobietą, która jest blisko – relacja z matką daje takie doświadczenie. Z punktu widzenia matek, często syn, który poszedł do seminarium, to ten wybrany, ukochany syn. Poza tym: kleryk opuszcza dom i – tu odwołam się do doświadczeń terapeutycznych – jeśli uświadamia sobie, ze relacje w tym domu były w jakiś sposób zaburzone, to znacznie łatwiej jest mu zrezygnować z idealnego obrazu ojca niż z idealnego obrazu matki (ten wewnętrzny obraz chroni w sobie), nawet jeśli faktycznie relacje z obojgiem rodziców niosły ze sobą coś niewłaściwego.

Pac
Powiedzmy, że kleryk jest już księdzem, ma za sobą dziesięć lat stażu kapłańskiego. Co wie o kobietach teraz, po kilku latach?

Śliwiński
Po takim okresie jest to wiedza dużo szersza, choćby dlatego, że ten kapłan siedzi w konfesjonale, a więc styka się na co dzień z doświadczeniem i problemami kobiet. Poza tym młodzi księża w większości pracują w katechezie, a więc spotykają zarówno młode dziewczyny na różnym poziomie kształcenia, jak i koleżanki z pracy, z którymi – siłą rzeczy – mają bardzo różne kontakty: od serdecznych po konfliktowe; słowem: uczą się dużo. W szkołach często mają też przełożone-kobiety, bo to kobiety są zwykle dyrektorami szkół.

Po dziesięciu latach ksiądz ma też za sobą na pewno jakieś doświadczenie samotności, na pewno też dłuższe niż kleryk doświadczenie zmagania się o dojrzale rozumiane życie w czystości. To wszystko z pewnością także go kształtuje.

Kusz
Można powiedzieć, że te dziesięć lat było szansą, a to od człowieka zależy, na ile tę szansę wykorzystał. Może być tak, jak to przedstawił Ojciec – tak właśnie powinien wyglądać dojrzały rozwój. Jeśli on nastąpi, kobieta nie będzie dla kapłana zagrożeniem, ale partnerem współpracy. Ale to wszystko zależy od samego księdza. Trzeba tu zadać pytanie o formację w seminarium i w domu, a więc pytanie, z czym ten młody ksiądz wychodzi do świata. Jeżeli wychodzi z otwartością i brakiem lęku... albo może lepiej powiedzieć: jeśli wychodzi z poczuciem, że zaczynając życie kapłańskie wchodzi w coś nowego i musi to poznać – co niekiedy jest wyzwaniem, ale nie zagrożeniem – to o ile nie ma wcześniejszych negatywnych doświadczeń, jest szansa, że pójdzie właśnie w kierunku zdrowego rozwoju, nawet jeśli czekają go momenty kryzysowe.

Jeżeli natomiast kleryk wychowywał się w rodzinie zaburzonej, jeśli formacja, którą otrzymuje, bardziej go straszy niż uczy budowania dobrych relacji (a spotykam się zarówno z księżmi, jak i zakonnicami, którzy mają takie właśnie doświadczenie formacji), to wówczas życie kapłańskie zaczyna z dużym poczuciem lęku. I wtedy albo boi się kobiet, co może różnie się objawiać, albo je traktuje z góry, albo zaczyna je idealizować i w pewnym momencie (ponieważ tak naprawdę pragnie spotkania z nimi)wchodzi jednak z nimi w kontakty zbyt bliskie, jak na stan, który wybrał.

Inny świat?

Pac
Nieprzypadkowo zapytałem o różnicę między klerykiem a księdzem z dziesięcioletnim stażem. Trudno bowiem nie odnieść wrażenia, że podczas gdy w pracy kapłańskiej spotyka się wiele kobiet – można nawet zaryzykować, że więcej niż mężczyzn – to w życiu kleryckim kobiet jest jak na lekarstwo. Pod tym względem to dwa przeciwne sobie światy.

Śliwiński
Trudno te światy porównywać. Problem w tym, jak się w te światy wchodzi. W naszym zakonie formacja jest podzielona na poszczególne etapy: roczny postulat, roczny nowicjat, który pozwala przeżyć pewne oderwanie od poprzedniego świata i dopiero później formacja postnowicjacka, która jest przygotowaniem z jednej strony do życia we wspólnocie, a z drugiej strony do posługi duszpasterskiej.

Tymczasem w klasycznym modelu seminaryjnym kleryk zaczyna studia i równocześnie rozpoczyna formację duchową, a także przeżywa – w pewnym sensie – oderwanie od świata. Pamiętajmy, że klerycy diecezjalni dużo częściej niż zakonnicy bywają w swoich domach, swoich parafiach, więc to oderwanie nie jest tak radykalne. Niemniej wszystko zaczyna się równocześnie i bywa tak, że to studia dominują w tym pierwszym okresie, a formacja osobowościowa, a także duchowa schodzi na drugi plan. Dlatego coraz większa liczba seminariów duchownych stara się jednak nie tworzyć świata zupełnie oddzielonego, nie chciałbym powiedzieć getta, ale na pewno cieplarni. Coraz częściej pojawiają się też postulaty, aby formację podzielić na etapy – mówi się o poprzedzającym studia roku propedeutycznym, który pozwoli oderwać się od spraw, jakimi wcześniej się żyło, uporządkować je i stworzyć podstawy formacyjne.

Kusz
Ja bym tak nie demonizowała zamknięcia. Wszystko zależy od tego, jak to zamknięcie wygląda. Zgadzam z Ojcem, że jeżeli nie ma w seminariach roku propedeutycznego, czyli czasu oderwania, wyciszenia i spotkania się z sobą samym, można zgubić formację osobowościową i duchową w toku formacji intelektualnej.

Spotykając się z klerykami, obserwuję, że jeśli przychodzą oni do seminariów z grup duszpasterskich, w których spotykali rozmaitych ludzi, to ich umiejętność budowania relacji jest wyższa. Podobną rolę odgrywają praktyki duszpasterskie, pomoc w grupach duszpasterskich w czasie wakacji, czy – jak w diecezji tarnowskiej i katowickiej – miesięczne praktyki w szpitalach. Wówczas już nie jest tak, że po sześciu latach klerycy wychodzą z całkowicie wydzielonego świata i spotykają nagle nowe zjawisko, jakim są kobiety.

Nie lekceważyłabym też znaczenia wspólnoty wewnątrz seminarium. Na pewno jest różnica między seminariami zakonnymi a diecezjalnymi. W tym pierwszym mocno podkreśla się rolę życia wspólnotowego, nic więc dziwnego, że zwykle księża zakonni są trochę inni niż diecezjalni właśnie przez większą umiejętność bycia razem na równych zasadach, a nie tylko dominowania i kierowania innymi. Nie ma siły, przynależność do wspólnoty z natury rzeczy daje inne podejście do świata, w tym do kobiet.

Śliwiński
To bardzo ważne. Rzeczywiście seminarium zakonne, gdzie w formacji duży udział ma wspólnota i które ma do życia wspólnotowego przygotowywać, może trochę inaczej kształtować życie uczuciowe przyszłego kapłana. To jest istotne także w kwestii relacji z kobietami – nasze konstytucje kapucyńskie w rozdziale o czystości mówią właśnie o potrzebie życia we wspólnocie, a także o tym, że życie we wspólnocie ma być okazją do zawierania prawdziwych męskich przyjaźni. Te przyjaźnie są ważne także dlatego, że pomagają dojrzewać.

Pac
Wspomniała Pani, że często formacja seminaryjna czy zakonna zamiast uczyć dobrego budowania relacji, straszy. Co miała Pani na myśli?

Kusz
Miałam na myśli przekaz. Odnoszę wrażenie, że obecnie tylko w nielicznych miejscach formacji przyszłych księży, zakonników czy zakonnic umie się mówić o przeżywaniu relacji między kobietą a mężczyzną, o wszystkich jej aspektach. Z pewnością nie przekazuje się wiedzy, która pomaga przecież we właściwym rozumieniu tych relacji. Często się straszy i demonizuje tę kwestię, traktując ją podejrzliwie, tylko w kontekście ewentualnego zagrożenia.

Śliwiński
Nie wiem, czy to jest problem demonizowania kobiety czy nadmiernego podkreślania słabości, która może dotknąć samego kapłana. I nie wiem, czy kandydat do kapłaństwa często nie boi się bardziej siebie niż potencjalnej kobiety. Koniecznie trzeba pokazywać przyszłym księżom, że ewentualny moment uczuciowego zauroczenia nie musi być od razu przekreśleniem powołania, ale może być okazją do jego potwierdzenia, bo przecież uczucia są jakie są, nie wybieramy ich. Mam przyjaciela-proboszcza, który sam się śmieje, że zdarza mu się co miesiąc zakochiwać w różnych kobietach. Oczywiście przeżywa to na poziomie uczuciowego zauroczenia, poruszenia, a żadna z tych kobiet nigdy się nie zorientowała, że coś do nich czuje. Sam mówi, że takie doświadczenie zawsze służy mu do tego, żeby jeszcze raz się zgodzić na to, że jest kim jest.

Kobiety, które są mądrzejsze

Pac
Chciałbym wrócić do kwestii seminarium i zamknięcia. Właściwie oboje Państwo powiedzieli, że to zamknięcie się demonizuje, ale chciałbym zapytać praktycznie – jakie właściwie kobiety kleryk na co dzień spotyka przez sześć lat formacji?

Śliwiński
W wielu seminariach diecezjalnych klerycy studiują razem ze świeckimi na wydziałach teologicznych, więc jest to kontakt codzienny. To po prostu koleżanki ze studiów.

Pac
A jak jest w seminariach, które nie mają wykładów zewnętrznych?

Śliwiński
W kapucyńskim seminarium nasi bracia mają wykłady na terenie klasztoru. Ale część kadry stanowią kobiety, w różnym wieku i stanie cywilnym. Kontakt z nimi także uczy właściwego stosunku do kobiet i odpowiedniego wobec nich zachowania. Nasi klerycy mają też z kobietami kontakt duszpasterski niemal codzienny, bo od pewnego momentu formacji pomagają w rozmaitych grupach. A poza tym przecież nikt nie zabrania im kontaktować się z osobami, które znają ze swoich środowisk sprzed wstąpienia do zakonu, używać poczty elektronicznej itp.

Pac
Wydaje mi się, że seminarium kapucyńskie jest pod względem liczby wykładowczyń wyjątkowe.

Śliwiński
Trudno mi powiedzieć, nie prowadziłem badań, ile kobiet uczy w innych seminariach. Myślę, że nie zawsze seminaria mają na to wpływ. Tak się zwykle składa, że w Polsce teologię wykładają ciągle głównie duchowni, chociaż potrzeba świeckich, a także kobiet. Ale póki co trudno się dziwić, że wśród wykładowców w seminariach przeważają księża.

Kusz
Ja też nie mam żadnych szczegółowych badań, ale na podstawie ogólnych obserwacji mogę stwierdzić, że seminarium kapucyńskie jest wyjątkowe pod względem liczby wykładających kobiet. Bywa oczywiście, że na wydziałach teologicznych, na których uczą się klerycy, zatrudnia się kobiety, uczą też w seminariach np. języków obcych. W praktyce jednak wykładająca kobieta to w seminarium ciągle rzadkość, prowokująca pytanie „A co pani tu robi?”.

Pac
A skutek jest taki, że kleryk nie zna relacji z wykładowcą-kobietą, czyli kobietą, która jest w czymś od niego mądrzejsza, jest nauczycielem.

Kusz
Chyba, że podejmie jakieś dodatkowe studia, ale to przecież nie jest norma.

Pac
Czy sądzą Państwo, że owe relacje z wykładowczyniami albo koleżankami ze studiów są rzeczywiście klerykom potrzebne?

Śliwiński
Myślę, że kleryk uczy się w takich relacjach także prostych zasad kultury, odnoszenia się do kobiet. To także nie bez znaczenia. W kontakcie z wykładowczyniami klerycy uczą się szacunku, z drugiej strony myślę, że zaczynają patrzeć na kobiety jako na partnerów w dyskusji intelektualnej, co nie jest wcale takie oczywiste w środowiskach, z których pochodzą.

Kusz
Na pewno co innego dają relacje z koleżankami, co innego z wykładowczyniami. Są też jeszcze inne sposoby na obecność kobiet w seminarium. Mogą np. prowadzić rozmaite spotkania, kręgi liturgiczne, wreszcie należeć do zespołu wychowawczego. Ja sama w seminarium mam spotkania z klerykami czy z kapłanami i zasadniczo dobrze je odbieram. Tutaj widzę duże pole dla kobiet – czy to w przekazie wiedzy psychologicznej, która dotyka realnego życia przyszłego kapłana, czy też przez warsztaty komunikacji lub integracji. Mam wrażenie, że kobieta dzięki swojej większej zdolności do „przekazu życia” czy przekazu wiary – może dużo wnieść w formację seminaryjną.

Co dają te kontakty? Na pewno ma Ojciec rację, mówiąc, że one uczą, iż kobieta może być partnerką także na poziomie intelektualnym. To wcale nie takie oczywiste dla wielu księży. Zajmując się problemami życia duchownych jako psycholog, mogę powiedzieć, że na tematach związanych z moją dziedziną znam się zwykle lepiej niż księża, co przez część z nich przyjmowane jest z szacunkiem i otwartością, ale nierzadko słyszę też: „Przepraszam bardzo, ale co pani ma na ten temat do powiedzenia”.

Jest jeszcze kwestia innego przekazywania wiedzy i wiary przez kobietę, a innego przez mężczyznę. Nie chodzi o przeciwstawienia, tylko o to, że kiedy dotykamy tematu wiary, duchowości, teologii czy kwestii na granicy psychologii i duszpasterstwa, to spojrzenie kobiety może być nieco inne, a tym samym wzbogacające.

Pac
Chce Pani powiedzieć, że klerycy potrzebują w seminariach nie tylko ojców duchownych, ale także matek duchownych?

Kusz
Nie wiem, czy koniecznie matek duchowych, ale obecności kobiet, które dają doświadczenie spotkania z innym sposobem przeżywania wiary. A także innymi umiejętnościami, również emocjonalnymi – myślę np. o prowadzeniu warsztatów komunikacji, uczeniu metod duszpasterskich.

Śliwiński
Nie zapominajmy, że w seminarium funkcja ojca duchownego łączy się z funkcją spowiednika. Na pewno jednak obecność kobiet w seminarium trzeba cenić i trzeba ją podkreślać, choć ja bym też nie zapominał, jaki jest cel formacji. A jest nim prowadzenie do spotkania z Chrystusem i to ma szczególnie młody człowiek przeżyć. Ma zobaczyć całego siebie, w tym także swoją psychiczność, cielesność, także swoją seksualność, ale przede wszystkim przed Chrystusem. Oczywiście może mu w tym pomóc obecność kobiet w formacji, ale nie chciałbym, żeby to była jakaś obecność specjalna – chciałbym, żeby była normalna. Potrzebni są dobrzy specjaliści i w tych kategoriach trzeba to rozpatrywać. Gdy byłem prefektem studiów i miałem wpływ na zatrudnienie wykładowców, to dla mnie kluczem podstawowym nie była płeć, tylko kompetencje.

Pac
Ale mówią Państwo o zaletach wynikających z samej obecności kobiet. Może więc warto pomyśleć o jakimś parytecie?

Śliwiński
Ale my chcemy mieć dobrych teologów w seminarium! Jeśli kobieta jest dobrym teologiem – proszę bardzo. Jeżeli jest słabym – to nie, nawet jeśli nie wiem jak bardzo brakowałoby kobiet w formacji.

Kusz
Ja też bym nie tworzyła w seminarium specjalnego miejsca, nie zakładałabym, że „teraz musi tu być kobieta, obojętne co umie i co może zaproponować”. Ale nie zapominajmy, że wykłady nie stanowią całej formacji – jest też miejsce na różne inne zajęcia czy spotkania i jeżeli jest kompetentna kobieta, to dlaczego jej wiedzy nie wykorzystać. Trzeba trzymać się zasady: „nie boimy się oddać tego kobiecie, jeśli może to dobrze zrobić”, a nie: „w seminarium muszą znaleźć się koniecznie co najmniej trzy miejsca dla kobiet”.

Kobiety tylko w kuchni?

Pac
W większości seminariów jest wiele kobiet – zakonnic i świeckich – które pracują w kuchni, sprzątają. Jakie jest ich miejsce w formacji kleryków, o ile jest jakiekolwiek?

Śliwiński
Ja ciągle myślę o tym wspólnotowym aspekcie wychowania. Jeśli ktoś wykonuje dla seminarium jakieś posługi, to w tej wspólnocie na swój sposób uczestniczy. Klerycy pomagają w kuchni i przy innych pracach, a więc współpracują z tymi osobami i uczą się przy tym dobrze rozumianych dżentelmeńskich i dojrzałych zachowań.

Pac
Tak być powinno. Ale trzymajmy się ziemi...

Śliwiński
Ja się trzymam ziemi. Oczywiście, że dochodzi czasem do konfliktów, czasem klerycy nie wypełniają odpowiednio tych swoich obowiązków związanych z pomocą w tego rodzaju pracach jak praca w kuchni czy sprzątanie, ale od tego są wychowawcy, żeby w takich sytuacjach interweniować, upomnieć. Nie można też za wiele spodziewać się po tych kontaktach z personelem seminariów, bo one są siłą rzeczy bardzo ograniczone, na bardzo wąskim odcinku. Do refektarza wchodzi się rzadko, pomaga się tam czasem, ale nikt specjalnie w kuchni nie przesiaduje – klerycy mają przecież inne zajęcia. Ten kontakt jest bardzo często po prostu incydentalny.

Pac
Trudno nie odnieść wrażenia, że w seminariach funkcjami, które uchodzą za wyższe, czyli wykładami na przykład, zajmują się głównie mężczyźni, natomiast funkcje pomocnicze pełnią kobiety. Czy Pani zdaniem nie buduje to w głowach kleryków stereotypów i schematów w postrzeganiu płci?

Kusz
Ja myślę, że nie sam układ, który Pan opisał, jest trudny, choć mógłby się oczywiście zmienić. Ważniejsza jest jednak kwestia, jak ci, którzy powinni dawać klerykom przykład – wychowawcy, profesorzy – odnoszą się do kobiet świeckich i sióstr, które sprawują funkcje pomocnicze. Bo jeżeli oni będą je szanować, to przez sześć lat w seminarium kleryk może się też nauczyć, że relacja szacunku należy się także tym, którzy wykonują proste prace. I z pewnością taka nauka przyda mu się w przyszłym, księżowskim życiu.

Śliwiński
Zgadzam się w pełni. Z tym, że pamiętajmy, że dla tych osób (nie tylko kobiet, bo w naszej kuchni pracują też mężczyźni) seminarium jest miejscem pracy i obok tego, że się je szanuje jest też miejsce na wymagania ze strony przełożonego seminarium jako pracodawcy. Z tego samego powodu nie może też być tworzenia familiarności na siłę.

Kusz
Oczywiście, osoba, którą się zatrudnia, nie może stać się kolegą, bo gubi się wtedy naturalna, zawodowa relacja między pracownikiem a pracodawcą. Chcę tylko podkreślić, że wymaganiom powinien towarzyszyć szacunek.

Kobiety jako filtr?

Pac
Cały czas rozmawiamy o drodze kleryka od wstąpienia do seminarium do wyświęcenia na kapłana, a przecież w trakcie formacji niemała część kleryków – co całkowicie naturalne – rezygnuje. Jaka w tym rola kobiet? Pytam, bo słyszałem ostatnio od pewnego kapłana zajmującego się formacją kleryków, wypowiedziane – przyznaję, w tonie nieco żartobliwym, więc proszę tego nie traktować zbyt poważnie – stwierdzenie: „Jak to dobrze, że nasi studenci mają dzięki pracom duszpasterskim kontakt ze świeckimi kobietami, bo one poniekąd wyciągają tych, którzy później by pewnie zrezygnowali. Gdyby tych dziewczyn nie było, to kto wie, czy oni by odkryli na etapie studiów, kiedy jest na to czas, że to nie kapłaństwo, a założenie rodziny jest ich właściwym powołaniem”.

Śliwiński
Ta koncepcja mi się nie podoba, przynajmniej w tej formie, w jakiej ją Pan przekazał. Tu kobieta traktowana jest jako wirus, który przesiewa, pozostawiając najmocniejsze osobniki.

Pac
Nie najmocniejsze, ale te, które rzeczywiście mają powołanie kapłańskie.

Śliwiński
Ale to jest tylko jedno z kryteriów. Najważniejsze na etapie formacji jest to, żeby pokazać wolność rozeznawania przed podjęciem ostatecznej decyzji. Trzeba pokazywać, że nie ma powołań lepszych i gorszych. Kiedy któryś z moich młodszych braci pyta mnie o to, zawsze mówię: „Jeśli masz być sfrustrowanym księdzem, to lepiej bądź szczęśliwym ojcem”. W tym sensie jeżeli młody człowiek widzi, że tęskni za bliskością kobiety, taką bliskością, do jakiej nie powinien mieć dostępu jako kapłan, to może być jakiś znak, że to nie ta droga powołania. Ale podkreślam – to tylko jedno z kryteriów.

Kusz:
Ja bym się aż tak bardzo nie broniła jak Ojciec przed tym myśleniem, jakie Pan streścił. Ta koncepcja obecności kobiet jako czegoś, co ułatwia rozeznanie, coś za sobą niesie. W wypadku braku możliwości kontaktu, oddalenia bodźca, że użyję psychologicznego żargonu, może być trudniej dojść do tego, że moja droga jest inna. Ale oczywiście Ojciec ma rację, że nie jest to jedyny element rozeznawania. Bo powołanie kapłańskie w Kościele katolickim to nie jest tylko odpowiedź na pytanie, czy pragnę spędzić swoje życie z kobietą, czy też potrafię bez niej. Niemniej pozostaje to jednym z elementów pomagających rozeznać. Myślenie w tych kategoriach niesie jednak ryzyko – trzeba to tu mocno podkreślić – że kobieta zostaje zinstrumentalizowana. Spotkanie kleryka z kobietą z pewnością ma dużo większy sens niż tylko sprawdzenie jego gotowości do życia w celibacie.

Rozmawiał Grzegorz Pac

Ewa Kusz – psycholog. Ukończyła również studia w zakresie zarządzania zasobami ludzkimi. Jest główną odpowiedzialną Instytutu Niepokalanej Matki Kościoła założonego przez ks. Franciszka Blachnickiego. W latach 2004-2008 przewodnicząca Światowej Konferencji Instytutów Świeckich, obecnie członek prezydium CMIS. . W roku 2008 była audytorską Synodu Biskupów w Watykanie. Należy do Zespołu Laboratorium WIĘZI. Prowadzi terapię oraz warsztaty psychologiczne, m.in. dla osób konsekrowanych i księży. Mieszka w Katowicach.

Piotr Jordan Śliwiński OFM Cap – ur. 1963. Kapucyn, dr filozofii, dyrektor Szkoły dla Spowiedników, adiunkt w Katedrze Lingwistyki, wykładowca Katedry Lingwistyki Komputerowej Uniwersytetu Jagiellońskiego i kapucyńskiego Wyższego Seminarium Duchownego, członek Zespołu Laboratorium WIĘZI. Opublikował m.in. Grzechy w kratkę (wywiad-rzeka o spowiedzi), współautor Kościół a spirytyzm, Kościół a reinkarnacja.

1

Kościół jest kobietą

Kobieta

Kościół w Polsce

Ewa Kusz

Grzegorz Pac

Piotr Jordan Śliwiński OFMCap.

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?