Czytelnia

Kościół jest kobietą

Jan Sochoń

Kościół jest kobietą - ankieta

  1. Czy polskie kobiety mają problemy z Kościołem? Czy Kościół w Polsce ma problemy z kobietami?
  2. Czy i na ile problemy Kościoła z kobietami są częścią problemów ze świeckimi?
  3. Co zrobić, żeby było lepiej? Od czego zacząć?

Sugestie odpowiedzi na powyższe pytania zawierają się w następujących moich uwagach.

Świat (także świat porządku kościelnego) zdominowany przez „męskość”, dosyć często daje znaki niewrażliwości na charyzmat kobiety. W ten sposób staje się miejscem zapominającym o swych religijnych korzeniach i zobowiązaniach. Jezus nikogo przecież nie wyróżniał, kiedy zachęcał, aby wszyscy, mężczyźni i kobiety, nierządnice i celnicy podejmowali trud osiągnięcia Królestwa Bożego. Zdarzało się, co prawda – ale tylko w potocznych wyobrażeniach – że zarzucano chrześcijaństwu niechętne, a niekiedy wręcz poniżające traktowanie kobiety; sugerowano również, że św. Paweł starał się obniżać jej społeczną pozycję, był, po prostu, antysemitą. Miał bowiem wrogi stosunek do małżeństwa i lękał się spraw związanych z płciowością. To jednak wyssane z palca interpretacje, nie mające potwierdzenia ani w tekstach Apostoła Narodów, ani w literaturze starochrześcijańskiej.

Niemniej jednak wypada zasugerować, że w tamtych czasach (jak zresztą i dzisiaj) zdarzało się, iż życie kobiety w małżeństwie pozbawione było wolności. Zarówno sam Jezus, jak i Jego naśladowcy, dawali wyraźne sygnały, że jest to sytuacja godna potępienia. Dlatego środowiska chrześcijańskie starały się przywrócić kobiecie jej „biblijną” wartość, bo to ona dzięki wrażliwości na cierpienie, delikatności i oddaniu przyczynia się do ocalenia świata i samego chrześcijaństwa, zwłaszcza w chwilach granicznych.

W tym wymiarze zobowiązujące jest sformułowanie Jana Pawła II o roli kobiety-wychowawczyni w procesie powrotu do zgodnego z Ewangelią stylu życia, jak również odzyskiwania utraconego pokoju. Zaangażowanie kobiety zasadniczo oznacza, iż „cały człowiek”, czyli mężczyzna i kobieta powinni uczestniczyć w tym działaniu. Ważne pozostaje, aby nie zginęła nigdy między nimi „sztuka rozmowy”. Żyjemy przecież w epoce niezdolności do „słownej obecności”, choć właśnie dialog to nasz „sposób bycia”, dzięki któremu odsłania się coś niecoś z naszej ludzkiej istoty. Mężczyzna ma dostrzegać w kobiecie rozmówczynię, na której widok – z odrobiną poetyckiego żaru, napisał Jan Paweł II – wydaje okrzyk miłości. Wzór takiej postawy odnajdujemy w Księdze Rodzaju (2, 23). Słyszymy na jej kartach zawołanie miłości Adama, pierwsze, jakie rozległo się na ziemi.

Osiągnięciu tego biblijnego ładu jest zadaniem, które staje przed każdym człowiekiem, zwłaszcza jednak przed tym, który tworzy Kościół. Kobieta jest jednak osobą uprzywilejowaną. Powinna mieć warunki umożliwiające wyrażenie swej kobiecości i godności. Prorocze wezwania Jezusa podkreślały, że wierność małżeńska, wspólne życie pojęte jako dar wywodzi się z miłości Stwórcy, kochającego własne stworzenie i pragnącego jego szczęścia. Świadomość przywołanego faktu jest ważnym źródłem wewnętrznej harmonii. Niestety, współcześnie wiele kobiet nie uświadamia sobie w pełni własnej godności. Uwarunkowania społeczne i kulturowe, nacisk liberalnej i hedonistycznej mentalności sprawiają, że stają się one „narzędziem przyjemności”, podobnie jak luksusowe samochody, letnie rezydencje czy kosztowne jachty.

Przyczyn tych przemian obyczajowych trzeba upatrywać w nowych projektach kulturowych. Jeśli uważa się teraz, że człowiek nie jest stałym podmiotem, autorem samodzielnych i odpowiedzialnych decyzji, ale tożsamością narracyjną, nieustannie się zmieniającą, a tym samym nieokreśloną – w takim razie trudno mówić o stałych rolach kobiety i mężczyzny. Św. Augustyn porównał człowieka do harfy. Pytał: co w niej jest najważniejsze? Struny, które wydają dźwięki i tworzą melodię. Tymi dźwiękami są ludzkie decyzje. Ale – dodawał – świadomych decyzji nie może podejmować istota pozbawiona tożsamości. W tym właśnie problem: kultura ponowoczesna podniosła pojęcia pluralizmu i tolerancji do uniwersalnej rangi, posuniętej aż po granice obojętności. Wszystko jest jednakowo dobre i słuszne. Każda postawa jest zasadniczo prawidłowa.

Jak można temu przeciwdziałać? Kobiety i mężczyźni powinni pomagać sobie nawzajem i nade wszystko kultywować taką duchową atmosferę, w której mogliby w sobie dostrzegać odblask miłości samego Boga. To bardzo trudna powinność, lecz możliwa do zrealizowania w rodzinie, której istotę najwierniej oddaje formuła – „szkoła miłości i przebaczenia”. Zatem umniejszenie głębokich kryzysów przenikających współczesny świat trzeba rozpoczynać na najmniejszym poziomie ludzkiej wspólnoty, w rodzinach. Kobiety jednak muszą zdobyć możliwość przekazywania swoich wyjątkowych darów. Chodzi tutaj o zrealizowanie harmonijnej wizji życia, w której kobieta pełniąc niezastąpioną rolę w rodzinie, równocześnie – jeżeli ma taką wolę – podejmuje wysiłki działania w sferze publicznej. Pozostaje ona orędowniczką niepodważalnego prawa do życia, które przysługuje osobie od chwili poczęcia. Wszyscy zostaliśmy wezwani do ochrony społeczeństwa nie tylko przed tragedią wojny, ale także przed najmniejszymi nawet formami naruszania niezbywalnych praw człowieka.

W tak przyjętej perspektywie wydaje się uzasadnione, że chrześcijaństwo w większym stopniu kładzie nacisk na miłość niż seksualność, ponieważ bliskość seksualna uznaje za formę wyrażenia miłości. Kościół głosi, że seksualność zyskuje w małżeństwie pełną wartość. Należy godzić miłość małżeńską z odpowiedzialnym przekazywaniem życia, czyli jednoczący i prokreacyjny aspekt stosunku małżeńskiego. To wymagające zadanie nie jest możliwe do spełnienia bez kultywowania cnoty czystości małżeństwa, co nie znaczy, że każde miłosne zbliżenie musi mieć na celu prokreację. Radość z obcowania cielesnego jest piękna, dobra i potrzebna. Małżonkowie mogą go doświadczać wyłącznie dla bliskości, wplecionej w rozumienie małżeństwa jako wspólnoty życia.

Należy jednak pamiętać, że z wielu ważnych powodów ludzie decydują się na przyjęcie celibatu. Czynią tak, między innymi, z powodów konfesyjnych albo z racji poświęcenia się jakiejś sprawie natury naukowej, artystycznej czy ogólnie kulturowej. Ich decyzja trwania w samotności znajduje uzasadnienie w wizji rzeczywistości i wyznawanej hierarchii wartości. Zawsze więc musi być uszanowana. Powołanie kobiety nie wyklucza tego rodzaju wyboru. Ale według tradycyjnego zwyczaju w Kościele katolickim nie wyświęca się kobiet. Kapłaństwo, zakorzenione w świętej posłudze Jezusa i z Jego ustanowienia, zostało przekazane mężczyznom, choć cały Kościół uczestniczy w powszechnym kapłaństwie Chrystusa.

Kościół zatem wiernie strzegąc depozytu wiary, nie może porzucać Jezusowej nauki. Stara się tylko nieustannie mierzyć z wyzwaniami rzeczywistości. Trwając przy niezmiennych zasadach dogmatycznych (otwartych na coraz głębsze odczytania), chce być jednocześnie gotowym do rozmowy, w epoce gloryfikującej wszelkie przejawy kreatywności ludzkiego umysłu. W tym więc sensie, Kościół nie ma kłopotu z kobietami, ani kobiety nie powinny mieć kłopotu z Kościołem. Wszystko bowiem zależy od nas samych, kobiet i mężczyzn, stanowiących Kościół oraz od tego, czy potrafimy (i chcemy) odczytywać Boże wskazania zawarte w nauce Kościoła i osobistym doświadczeniu życia.

1

Kościół jest kobietą

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?