Czytelnia
Maria Rogaczewska, Lewicowa wiara a chrześcijańska rewolucja, WIĘŹ 2007 nr 7.
Katolicka nauka społeczna jako znak sprzeciwu — oto wspólny temat dla humanizmu laickiego i humanizmu chrześcijańskiego. Przy wszystkich — i to fundamentalnych różnicach — łączy bowiem te dwa światopoglądy sprzeciw wobec pewnych zjawisk, które zagrażają wolności i godności człowieka oraz wspólnocie i więziom międzyludzkim. Większość tych zjawisk wiąże się z ekspansją kapitalizmu i jego skutkami ubocznymi, jakie niosą na swoich barkach jednostki, rodziny i wspólnoty7.
Warto może wymienić najważniejsze z tych zjawisk. Pierwszym wyzwaniem, które jest dla katolików w Polsce poważną lekcją do odrobienia — a obóz lewicowy jawi się tu jako potencjalny partner — jest walka z szerzącą się bez ograniczeń etyką indywidualistyczną i staranie o odzyskanie wspólnotowości. Jak już w latach sześćdziesiątych zauważali ojcowie soborowi: Głęboka i szybka zmiana rzeczywistości domaga się mocniej tego, aby nikt, poprzez niezważanie na bieg spraw albo tkwienie w bezczynności, nie przestrzegał tylko etyki indywidualistycznej (KDK 30). To bardzo mocne ostrzeżenie, wychodzące z przesłanki, że samo zaniechanie jest już złem, a nie tylko konkretny występek. Etyka indywidualistyczna nie sprowadza się tylko do dziecinnego egoizmu, traktowania świata i ludzi jako źródeł zaspokajania własnych zachcianek, choć tak bywa interpretowana w większości znanych mi kazań. W równym stopniu grzeszy nadmiernym indywidualizmem ten, kto zaniecha zaangażowania w rzeczywistość społeczną, porzuci zainteresowanie tym, jak biegną wspólne sprawy.
Słowa te trafiają celnie w specyficznie polską wersję indywidualizmu, czyli obojętność Polaków na sprawy publiczne oraz tak zwany „amoralny familizm”, w którym norma poświęcania się dla „dobra wspólnego” dotyczy tylko ścisłej, najbliższej rodziny, ale już nie żadnej wspólnoty wyższego rzędu. Obojętność ta z chrześcijańskiego punktu widzenia jest grzechem zaniechania. Stan cnót obywatelskich współczesnych Polaków wskazuje na to, że takie „bezpieczniki” jak stowarzyszenia i organizacje pozarządowe jedynie w niewielkim stopniu zapobiegają indywidualizacji i zobojętnieniu na sprawy publiczne. Można — i tak się robi — winić za to naszą skomplikowaną historię i komunizm, jednak historia nie wyjaśnia, dlaczego postawa skrajnie indywidualistyczna reprodukuje się z coraz większą siłą w nowych pokoleniach.
Środki bogate, środki ubogie
Lewica proponuje często „środki bogate” jako sposób zaradzenia kryzysowi wspólnotowości i poczuciu izolacji znacznej części populacji. Są to: rozpalenie ognia światowej rewolucji i zniesienie wolnego rynku, który rozbija wspólnoty, bądź kosztowny protekcjonizm państwowy, albo też tworzenie „wspólnoty globalnej” przy pomocy najnowszych technik komunikacji. Tymczasem katolicka nauka społeczna jako receptę na kryzys form wspólnotowości proponuje „środki ubogie”: Bywa i tak, że gdzie istnieją wszystkie warunki zewnętrzne, wszelkie tak zwane „środki bogate”, pozostajemy nagle jakby z próżnymi rękami. [...] Stąd — tak bardzo akcentowane przez Sobór — zaufanie do środków ubogich. W sprawie, której celem jest „człowiek” — najważniejszym środkiem też jest „człowiek”8. Oznacza to, że nie należy zaniedbywać potencjału, jaki jest w najprostszych sposobów budowania wspólnoty. Aktywne tworzenie więzi sąsiedzkich, rezygnacja ze strzeżonych osiedli, ożywianie własnej parafii i tworzenie z niej centrum lokalnej aktywności — wszystko to byłyby w tym kontekście działania o charakterze stricte politycznym (w greckim sensie tego słowa), działania na rzecz restytucji wspólnoty, znacznie ważniejsze niż odgórne projekty „wychowania patriotycznego”. Nie można wytworzyć wspólnoty poprzez propagandę wspólnoty albo czysto teoretyczne rozważania o „miłości i polityce”. Da się to zrobić jedynie za pomocą środków ubogich, czyli własnego czasu i uwagi poświęcanej innym. Aby nauczyć się community building, katolicy mogliby skorzystać ze źródeł świeckich, na przykład z dobrych doświadczeń hipisowskich i anarchistycznych, związanych z tworzeniem squatów i komun artystycznych w centrach miast, które nierzadko zamieniają się z czasem w tętniące życiem ośrodki kultury, działające na rzecz okolicznych mieszkańców.
poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 następna strona