Czytelnia

Małżeństwo: reaktywacja

Marek Rymsza

Marek Rymsza, Małżeństwo nie jest sprawą prywatną, WIĘŹ 2009 nr 11-12.

Pewne elementy zróżnicowania statusu męża i żony w rodzinie mieszczańskiej z okresu wiktoriańskiego miały wyraźnie na celu ochronę kobiety. Przykładowo, po wprowadzeniu pod koniec XIX wieku w państwach europejskich Bismarckowskich systemów ubezpieczeń społecznych żona uzyskała prawo do renty wdowiej po śmierci małżonka, traktowanego jako żywiciela rodziny. Innymi słowy, mogła pracować zawodowo (wówczas renta wdowia nie przysługiwała), ale mogła również pracować wyłącznie na rzecz domu, a wówczas państwo niejako przejmowało po mężu funkcję dostarczyciela dochodu. Zadaniem systemu ubezpieczeń społecznych była bowiem ochrona poziomu i stylu życia osób dotkniętych skutkami zdarzenia losowego. Mężowi, bez względu na okoliczności, renta z tytułu śmierci żony jednak nie przysługiwała. Wdowiec musiał po prostu na swoje utrzymanie zarobić.

Moralność mieszczańska w odniesieniu do pożycia małżeńskiego miała swoje kulturowe meandry. Zdradę ze strony żony oceniano surowiej niż brak wierności ze strony męża, ale trwałe porzucenie żony było jeszcze silniej napiętnowane społecznie; posiadanie kochanki „na boku” było tolerowane, o ile zdradzający wypełniał zobowiązania finansowe, rodzinne i towarzyskie wobec żony. Zamężna kobieta mogła nie być kochana, ale miała prawo do społecznego statusu małżonki. W małżeństwie liczyło się wypełnianie wzajemnych zobowiązań i odgrywanie społecznych ról.

Status męża/żony miał charakter społeczny per se. Małżeństwo było bowiem potwierdzeniem pełnego uczestnictwa w życiu społecznym, otwierało szereg drzwi. Jeśli na przykład mężczyzna nie miał żony, mógł zapomnieć o karierze dyplomaty czy wysokiego urzędnika państwowego, jego życie nie było bowiem wystarczająco „uregulowane”. W ogóle miłość między małżonkami mogła istnieć, ale równie dobrze dało się bez niej obejść. Generalnie małżeństwo zawierało się „z rozsądku”, nie z miłości. Owo wychylenie instytucji małżeństwa w kierunku odgrywania ról społecznych miało też swoją drugą stronę — osławioną dulszczyznę, przejawiającą się w przedkładaniu pozorów nad rzeczywistość (wiktoriańskie konwenanse), zamiataniu problemów pod domowy dywan, braku dbałości o więź psychiczną w małżeństwie, instrumentalnym traktowaniu współżycia seksualnego.

Etos mieszczański silnie orientował małżeństwo na rodzinę: nie tylko na własne dzieci, ale i rodzinę szerszą. Rodzina wiktoriańska była rodziną wielopokoleniową, z realnymi zobowiązaniami małżonków wobec bliższych i dalszych krewnych (na marginesie zauważmy niesymetryczność losów życiowych męża i żony: żona wrastała w wielopokoleniowy ród mężowski, ale w gruncie rzeczy kosztem osłabienia więzi z własną rodziną pochodzenia). Można nawet zaryzykować twierdzenie, że małżeństwo nie miało wartości autotelicznej, było instytucją w gruncie rzeczy służebną wobec rodziny.

Korozja etosu mieszczańskiego

Po II wojnie światowej mieszczański wzór życia rodzinnego stał się w Europie wzorem ogólnospołecznym. Wojna zaowocowała zamazaniem się podziałów klasowych, a bogacąca się klasa robotnicza przejęła zasadnicze elementy kultury klasy średniej, w tym te dotyczące małżeństwa. Lata pięćdziesiąte XX wieku to także okres ugruntowania się w przestrzeni publicznej dwupokoleniowej rodziny nuklearnej, z silnymi więziami „do wewnątrz” (relacje mąż-żona oraz rodzice-wychowywane dzieci), ale ze znacznie słabszymi więziami „na zewnątrz”: wobec rodziny szerszej, w tym wobec dorosłych dzieci, które założyły już własne rodziny (i vice versa).

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 następna strona

Małżeństwo: reaktywacja

Marek Rymsza

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?