Czytelnia

Polacy - Ukraińcy

Jacek Borkowicz

Jacek Borkowicz, Manowce pojednania, WIĘŹ 2009 nr 10.

Dziś ofiarom wołyńskich mordów stawia się pomniki, pisze o nich książki i kręci filmy. Przynajmniej raz do roku, w okolicy 11 lipca (rocznica rozpoczęcia zmasowanej akcji antypolskiej) mówi się o nich w mediach. I chociaż środowiska Wołyniaków nadal mają poczucie, że niepodległa Polska nie oddała jeszcze pełnej sprawiedliwości ich cierpieniu, to jednak przyznać trzeba, że udało im się na trwałe uchronić pamięć o krwawym roku 1943 w narodowej świadomości.

Degeneracja języka

Jako jaskrawy sygnał kryzysu naszego dialogu z Ukraińcami, latem ubiegłego roku, przed kolejną rocznicą wołyńskiej czystki etnicznej, wrócił do łask slogan „bandy UPA”, nieobecny w polskiej debacie publicznej już od końcowych lat PRL. Ongiś posługiwała się nim z lubością komunistyczna propaganda, pod pozorem gromienia „faszystów” dyskredytująca cały ukraiński ruch niepodległościowy. Dziś szerzycielem tego języka stał się ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, człowiek mający w życiorysie piękną kartę walki z komunistycznym zniewoleniem, który stał się rzecznikiem dobijających się o prawdę i sprawiedliwość rodzin ofiar wołyńskiej rzezi.

Ludzie okrutnie skrzywdzeni, którym tak długo nie oddawano tej sprawiedliwości, mają prawo do krzyku — nawet „niesprawiedliwego”. Jednak to, co robi ksiądz Isakowicz-Zaleski, w istocie oddala perspektywę porozumienia z Ukraińcami. A nieprzytomne bicie przezeń, jak w bęben, w Wiktora Juszczenkę, w końcu urzędującego ukraińskiego prezydenta, zakrawa wręcz na podważanie polskiej racji stanu.

Masowy mord należy głośno i po imieniu potępić. Rzecz w tym, że gremialne nazywanie członków Ukraińskiej Powstańczej Armii bandytami i faszystami nie tylko musi zrażać tych Ukraińców, dla których symbol UPA jest nieodłączną częścią narodowego mitu, ale też jest wypaczeniem historycznej prawdy. Tej samej prawdy, na której fundamencie budować mamy polsko-ukraińskie pojednanie.

Rzeź wołyńska jest — co do tego nie ma już wątpliwości — haniebnym dziełem banderowskiej frakcji Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów. Jest również faktem, że to właśnie OUN stworzyła rozległą strukturę Ukraińskiej Powstańczej Armii, która swym zasięgiem pokryła obszar całej zachodniej części ziem etnicznie ukraińskich. Pamiętać jednak trzeba, że na tym terenie od wiosny 1943 r. UPA była jedyną ukraińską siłą zdolną przeciwstawić się niemieckim, później zaś sowieckim okupantom. Ukrainiec mieszkający na zachód od Zbrucza, który chciał walczyć o niepodległość swojej ojczyzny, mógł czynić to tylko w jej szeregach, bo nie miał innego wyboru. Dlatego wśród jej żołnierzy — nie „bandytów”! — znalazły się tysiące ludzi, którzy nie mieli nic wspólnego ani z faszyzmem, ani z mordowaniem polskiej ludności cywilnej. Zapisali oni prawdziwie heroiczną kartę w kronice walki o wolność ludów Europy Środkowo-Wschodniej.

Dramat żołnierzy UPA polega na tym, że ich heroizm uwikłany został w zbrodniczą działalność popełnioną przez ich towarzyszy broni, którzy operowali na terenach, gdzie obok Ukraińców żyła ludność polska. Co więcej, zbrodnia ta nie była jakimś „wypadkiem przy pracy”, ubocznym skutkiem wojennego chaosu, lecz w pełni świadomą realizacją rozkazu naczelnego dowództwa, które leżało w rękach ounowców. A przecież tragiczny paradoks UPA polega na tym, że — choć była to formacja powołana przez ukraińskich faszystów i skażona zbrodnią — nie była ona po prostu „faszystowska”, ani też do końca zbrodnicza. Daria Husiak, dwudziestoletnia łączniczka „Tarasa Czuprynki”, ostatniego dowódcy UPA, ujęta w 1950 roku i skazana na 25 lat łagrów, nie miała niewinnej polskiej krwi na rękach.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 następna strona

Polacy - Ukraińcy

Jacek Borkowicz

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?