Czytelnia

Polecamy do czytania

Marcin Cielecki

Wieszcz i jego Mistrz

György Spiró, Mesjasze, przeł. Elżbieta Cygielska, W.A.B., Warszawa 2009, 800 s.,

Wielka Emigracja, nasza narodowa chluba wygnania. Wyruszyli najlepsi, by na zawsze zawładnąć sercami i umysłami. Kwiat inteligencji, w większości młodego wieku i w stanie kawalerskim. Za granicą początkowo przyjmowani jako romantyczni rycerze walczący przeciw tyranowi, później coraz bardziej kłopotliwi. Nie chcą pracować, siedzą na obczyźnie jak na beczce z prochem i czekają na kolejną wojnę, aby wrócić z nią do kraju. Nerwy na postronku, rozluźniła się niegdyś wojskowa dyscyplina, teraz to coraz bardziej towarzystwo wzajemnych pretensji, oszczerstw, bratobójczego rozliczania się za udział — lub jego brak — w powstaniu. Czy mogli nie przyjąć posłannictwa Andrzeja Towiańskiego?

Gdy tylko powieść György Spir pojawi się w zasięgu waszego wzroku i zainteresowania, trudno będzie wam przestać o niej myśleć. Zwraca na siebie uwagę z niejednoznacznych do końca powodów. Mesjasze budzą podziw swoją objętością (800 stron), dorównującą powieściom dziewiętnastowiecznym, których świat zresztą opisuje. Jest to jednak powieść na wskroś nowoczesna, gdzie narracja się rwie, a autor pisze nie tylko o swych bohaterach, ale również o własnym procesie twórczym. Samych bohaterów jest bez liku, bo i tytuł ma liczbę mnogą. Towiański, Mickiewicz i jego żona Celina, Słowacki, Goszczyńki. Jakby tego było mało główna postać, Gerszom Ram, pojawia się dopiero na 136. stronie. Pomimo tego pozornego chaosu książkę czyta się świetnie, a literacki kunszt Spiró jest miksturą, w której smakosz znajdzie magiczność Marqueza, mieszczańską skrupulatność Manna czy twardość Kertesza. Chyba nie może być inaczej, gdy chce się opisać proces wydobywania ludzi z fizycznego i duchowego niebytu, formowania ich i nazywania na nowo.

Towiański nie ma szczęścia do zaistnienia w naszej wyobraźni. Postać jego opisuje się w samych skrajnościach, w rozpiętości od poczciwego myśliciela aż do niebezpiecznego władcy dusz. W podręcznikach historii jest ledwo wspominany, zaś sam etap towiańszczyzny Słowackiego i Mickiewicza to raczej szczypta egzotyki dla dodania smaku. Prof. Andrzej Chwalba pisał o polskim mesjanizmie na emigracji: „Prymat Polski to prymat cierpienia i ofiarności. Ta myśl miała być kompensacją za klęskę i niebyt państwa. Duch miał zwyciężyć nad słabością materii. Klęska w heroicznej walce o słuszną sprawę była w istocie moralnym zwycięstwem, a cierpienia stanowiły niezbędną siłę oczyszczającą. Ból miał właściwości terapeutyczne. Mentalność mesjanistyczna wykluczała grę polityczną i jakiekolwiek kompromisy. Zwycięstwo albo śmierć”. Dodajmy jeszcze, że nie tylko zwycięstwo albo śmierć, ale również życie. Dla emigrantów Andrzej Towiański był z pewnością tym, który nadał ich życiu sens. Dotychczas byli wygnańcami, wyrzutkami coraz bardziej dryfującymi na margines społeczny. Dzięki niemu stali się nosicielami Boga, Nowym Izraelem. Otrzymali nowe imię, a to oznacza, że wraz z nim otrzymali także istnienie. Polska została uśmiercona i pogrzebana, ale powstanie niczym Łazarz dzięki powszechnemu nawróceniu wszystkich religii na Najnowszy Testament, którego uosobieniem jest Towiański. Pan Bóg wybrał znowu lud, lud najbardziej ciemiężony, współczesny Lud Wybrany, Polskę, bo dużo wycierpiała. Doktryna tajemniczego przybysza z Litwy, wobec którego Mickiewicz pierwszy użył określenia „Mistrz”, nie była podawana emigrantom w całości. Stopniowo odsłaniał ją sam Towiański, następnie filtrował przez siebie Wieszcz i dopiero później zostawały ujawnione kolejne elementy doktryny przed pozostałymi. Jej szczytem było uznanie, że Towiański jest następnym wcieleniem Chrystusa. Że Andrzej Towiański to Bóg.

1 2 3 następna strona

Polecamy do czytania

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?