Czytelnia
Mężczyzna w gabinecie terapeutycznym
Z psychoterapeutami: Stefanem Bulaszewskim i Krzysztofem Jedlińskim rozmawia Anna Karoń-Ostrowska
Anna Karoń-Ostrowska: Bardzo wiele w ostatnich czasach mówi się i pisze o problemach kobiet. Papież ogłosił „Rok Kobiet”, napisał wspaniały „List do kobiet”, powstaje wielka liczba organizacji zajmujących się kobietami, zwołuje się na ten temat konferencje, powstają książki o psychice, duchowości i w ogóle o tym, co znaczy „być kobietą”. Feministki, często z dużymi sukcesami, próbują zmienić sposób patrzenia na sytuację, rolę i miejsce kobiety w społeczeństwie, i szerzej jeszcze – w całej kulturze.
Inaczej z mężczyznami. Bardzo chciałam do naszej rozmowy zaprosić socjologów, ale okazało się, że nie prowadzi się w tej chwili żadnych badań nad mężczyznami w Polsce, bo wszyscy zajmują się tylko kobietami. Żeby z punktu widzenia socjologii przyjrzeć się temu, co dzieje się ze współczesnym mężczyzną, trzeba interpretować badania feministek, bo tylko takie mamy do dyspozycji...
Wygląda na to, jakby mężczyzna usunął się z pola uwagi psychologów, socjologów, kulturoznawców, a może nawet duchownych. Pozostał gdzieś w tle.
Przez wieki był w centrum uwagi, kiedy mówiło się „człowiek” – znaczyło to „mężczyzna”, kobieta pozostawała w cieniu, towarzysząc mu i wspierając go. Było jednak jasne, do kogo należy decydujący głos i pierwsze miejsce. Wiek XX tę sytuację zmienił, zachwiane zostały role społeczne i pozycja pierwszeństwa.
Emancypacja kobiet doprowadziła do tego, że mężczyzna jakby się wycofał, trochę usunął i dziś mamy wrażenie, że jest coraz mniej obecny w domu, w procesie wychowywania dzieci, w rodzinie. Albo pracuje i go nie ma, a nawet kiedy jest – chowa się za gazetą, czy siada przed telewizorem. Jest to obraz, który sam się narzuca, gdy myślimy o przeciętnym Polaku - mężu i ojcu. Chciałabym, żebyśmy spróbowali poszukać źródeł tej zmieniającej się i chyba trudnej sytuacji współczesnego mężczyzny.
Jaki wpływ na to, kim jest dzisiaj mężczyzna, miało w Polsce 50 lat komunizmu?
Krzysztof Jedliński: Uważam, i jest to moja prywatna teza, że komunizm o wiele bardziej zniszczył mężczyzn niż kobiety. Dla mężczyzny praca jest szalenie ważnym obszarem sprawdzania się, potwierdzania swojej wartości. W komunizmie praca stawała się często antypracą, eksploatacją ludzkich sił, a kariera nie zależała ani od umiejętności, ani od wysiłku doskonalenia się – żeby być w pracy coraz lepszym, sprawniejszym, bardziej kompetentnym, ale była administracyjnie, odgórnie sterowana. Zeby móc wspiąć się o szczebel wyżej, trzeba było zapisać się do partii. Zapisać się do partii, w męskiej skali wartości – znaczyło ulec, poddać się naciskom z zewnątrz. Taka sytuacja była dla mężczyzny bardzo niszcząca, musiała rodzić frustracje. Sfrustrowany mężczyzna nie może być ani dobrym mężem, ani dobrym ojcem. Żyje ze świadomością swojej niepełnowartościowości i trudno mu wychowywać synów, jeżeli ma świadomość, że nie do końca umiał obronić wartości, w które wierzył, albo że praca, która miała go dowartościowywać, jest mało efektywna, choć bardzo ciężka.