Czytelnia
Mężczyzna w gabinecie terapeutycznym, Z psychoterapeutami: Stefanem Bulaszewskim i Krzysztofem Jedlińskim rozmawia Anna Karoń-Ostrowska, WIĘŹ 1996 nr 6.
Może też ta decyzja zapisania się do partii, decyzja spowodowana uległością raczej niż wyborem, spowodowała to, że współcześni działacze SdRP mają takie mało męskie twarze, ale to tylko taka moja impresja...
Stefan Bulaszewski: Dzisiaj młodzi mężczyźni dwudziesto- i trzydziestoletni żyją z poczuciem „braku”. Jest to brak ojca i brak w ogóle męskich wzorów. Jest to wielkie cierpienie, bardzo głęboko w nas zapisane. Trudno dziś wręcz spotkać mężczyznę, który nie odczuwałby w sobie takiego braku.
Mężczyźni dużo rzadziej niż kobiety zgłaszają się po pomoc do psychologa czy terapeuty. Kobieta szybciej orientuje się, że w jej życiu dzieje się coś niedobrego, że przestaje sobie z sobą radzić. Dla mężczyzny prośba o pomoc i przyznanie się przed innymi, że ma ze sobą kłopoty, bywa czymś upokarzającym, trudnym do przejścia. Wymaga wiele trudu i wiele odwagi, to z pozoru wydaje się bardzo niemęskie – przyznać się do jakiejś słabości. Pewnie dlatego też dopiero wtedy, gdy w życiu wali się wszystko – mężczyzna decyduje się przyjść po pomoc. Na ogół dzieje się to w sytuacjach, gdy rozpada mu się małżeństwo czy inny ważny związek.
Właśnie jednym z etapów terapii jest szukanie w życiu męskich wzorów czy znaczących mężczyzn. Wtedy okazuje się, że w tym wymiarze jest na ogół przeraźliwie pusto. Mężczyźni nie znajdują wzorów do naśladowania. Prawie się nie zdarza, by takim wzorem był ojciec.
– Czy nie jest tak, że dziś syn nie chce być podobny do ojca? Dawniej syn chciał być podobny do ojca, chciał go naśladować. Freudowska interpretacja mitu o Edypie pokazuje, że wpływ ojca na syna był tak duży, że syn musiał zabić w sobie ojca, żeby móc być sobą. Dziś wydaje się, że jest zupełnie odwrotnie – syn nie może znaleźć ojca i nie ma się z kim utożsamić.
K.J.: Przez wieki trwały tradycje rodzinne: ojciec rycerz wychowywał syna na rycerza, było oczywiste, że syn wojskowego też pójdzie do wojska, tak samo było w biznesie czy w rzemiośle. Ta tradycja w pewnym momencie się urwała. Niezwykle rzadko zdarza się dzisiaj takie przejmowanie zawodu po ojcu. W czasach komunizmu zresztą trudno było właściwie to robić. Dość jest oczywiste, że synowie nie chcieli być tacy, jak ich ojcowie, bo ojcowie, jak już mówiłem, byli mężczyznami sfrustrowanymi, znerwicowanymi, którzy albo tkwili w jakichś partyjnych układach i byli znerwicowani, albo ciężko pracowali wiedząc z góry, że nie osiągną w pracy żadnego sukcesu i też byli przez to sfrustrowani. Sfrustrowany mężczyzna będzie albo brutalny, agresywny, albo wycofany i nie będzie w stanie wypełniać swych funkcji wychowawczych. Żeby mężczyzna mógł prawidłowo wychowywać swoje dzieci, musi mieć w sobie wewnętrzną wolność, musi czuć się wewnętrznie wolny i musi móc spokojnie zastanowić się nad tym, czym jest dla niego samego męskość i jakie męskie wartości ma do przekazania. Kiedy nie czuje się wewnętrznie wolny, gdy się sam nie akceptuje, nie ma też nic do przekazania. Myślę, że ten proces niewychowywania mężczyzn przez mężczyzn w takich właśnie problemach ma swoje źródło.
Ja sam mam poczucie, że mężczyzną, dojrzałym mężczyzną stałem się, kiedy zapanował wolny rynek.