Czytelnia

Krzysztof Dorosz

Krzysztof Dorosz

Między Prometeuszem a Chrystusem

O teologii usłyszałem po raz pierwszy, kiedy byłem początkującym studentem.*1 Dowiedziawszy się z grubsza, na czym ta nauka polega, popadłem w zadumę. Teologia wydała mi się wyrazem pychy i szaleństwa, w najlepszym wypadku intelektualnym nieporozumieniem lub dostojnym absurdem, który we współczesnym świecie daremnie szuka sobie prawa obywatelstwa. Z czasem zmieniłem zdanie. Od lat czytam dzieła teologów różnych chrześcijańskich wyznań, chętnie też sięgam po myślicieli i mędrców innych tradycji religijnych. Szukam w tych dziełach sensu i prawdy, szukam zrozumienia świata, człowieka i Boga.

Dlaczego teologia?

Gdyby mnie ktoś zapytał: dlaczego teologia?, odpowiedziałbym słowami Miłosza, że nie umiem i nie chcę żyć w fantasmagorii, a pierwsze ma być pierwsze. Mimo iż teologia nie jest nauką jasną, że obcując z nią trzeba ciągle zaczynać od nowa, że wbrew pozorom nie jest dyskursywnym obrazem Boga, lecz wewnętrznym ruchem prowadzącym nas w milczenie i ciemność, w których przez chwilę słyszymy rytm rzeczywistości i widzimy błysk jej światła. Jest w gruncie rzeczy bliższa poezji niż filozofii. Obrazem i słowem kształtuje nie rozum, lecz ciszę, która go przekracza. Jest ofiarowaniem ludzkiego intelektu w akcie adoracji. Jest również modlitwą i wizją daną ludziom czystego serca. Prawdziwej teologii nie ma bez modlitwy. Ta pierwsza jest światłem, ta druga ogniem, a ich związek płynie ze złączenia intelektu i serca.

Swój poemat nazwał Miłosz „Traktatem teologicznym”. Ale czy rzeczywiście chodzi mu o teologię? Wobec teologów zachowuje lekki dystans, przeprasza ich za ton nie licujący z fioletem [ich] togi. Nazywa ich już to „dostojnymi”, już to „wielebnymi”. Nie wydaje mi się, by traktował ich do końca poważnie. Nie oni są dla niego ostatecznym autorytetem, lecz heretycy, których całe życie czytywał. Wobec teologów czuje się winny i nieco skrępowany. A to ich przeprasza, a to się tłumaczy, że wiedzą tajemną zajmował się nie z frywolności, lecz z serdecznego bólu. Nic dziwnego. Mistrzowie Miłosza — hermetycy, kabaliści, alchemicy, rycerze Różanego Krzyża — to w mniejszym lub większym stopniu gnostycy, ludzie, którym nie lekkomyślność, lecz wyostrzona wrażliwość nie pozwoliła pogodzić się ze światem. W Dobrego Boga wierzyli tak bardzo i tak głęboko, że nie byli w stanie dostrzec Jego miłosierdzia w okrucieństwie świata i natury poddanych „diabelskiej teologii”, która — jak pisze Miłosz — głosi triumf silnych i przegraną słabych.

1 2 3 następna strona

Krzysztof Dorosz

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?