Czytelnia

Polacy - Żydzi

Abraham Cykiert, Milczenie Bełżca, WIĘŹ 2001 nr 4.

To był słoneczny, choć zimny poranek, typowy dla późnej jesieni w Polsce. Jazda była umiarkowanie spokojna, gdy nagle, pośród zabudowań, ksiądz skręcił z głównej drogi, przejechał wąską dróżką około 100 metrów, i zatrzymał się. Nie dostrzegłem nic nadzwyczajnego.

„To tutaj”, powiedział mój przewodnik, gdy wyszliśmy z samochodu. Tuż za parkingiem, gdzie stał nasz samochód, przebiegała linia kolejowa. Gdy odwróciłem się od torów kolejowych, dostrzegłem po raz pierwszy zwykłą ledwo widoczną bramę wejściową. Nad nią widniał napis: „Były obóz zagłady w Bełżcu”. Autorzy napisu zapomnieli najważniejszego słowa – zapomnieli dodać, kto był twórcą obozu zagłady. Rzeczą właściwą i słuszną byłoby umieszczenie następującego napisu: „Niemiecki obóz zagłady w Bełżcu”. To zwykłe zapomnienie niejednokrotnie sprawiało, że mówiono o „polskich obozach zagłady”.

Od torów do wejścia do obozu zagłady nie było więcej niż kilkanaście kroków. Technicy przemysłu śmierci nie chcieli, by ich ofiary musiały iść zbyt daleko; pobyt w zakładzie śmierci, mieszczącym się na siedmiu hektarach był krótki. Być może nie chcieli, by mieszkający wokół obozu ludzie dopytywali się, gdzie znikają uwięzione ofiary. Tablica informacyjna w pobliżu wejścia pokazuje wewnętrzną organizację obozu: gdzie mieszkali wykonawcy zbrodni ludobójstwa, gdzie nagie ofiary, gdzie ich prowadzono, gdzie byli strażnicy i psy, gdzie strzyżono włosy potrzebne imperium niemieckiemu jako materiał izolacyjny albo do produkcji materaców. Zwykła tablica informuje, gdzie była komora gazowa i gdzie ciała ofiar były grzebane, a później ekshumowane i palone w nadziei, że zbrodnia ludobójstwa dokonana przez naród niemiecki pozostanie nieznana.

To było wszystko. Tablica informacyjna, kamienna płyta mówiąca o tym, że tutaj 600 000 żydowskich ofiar z całej Europy zostało zamęczonych na śmierć, a wraz z nimi 1500 Polaków. Niemy krzyk torturowanych ciał w głębi niewielkiego ogrodzonego terenu dopełniał całości obrazu. W wymowną spokojną ciszę tego słonecznego poranka w tym miejscu, tak blisko ruchliwej drogi, ciągle wkradał się jakiś szept.

Nie mogłem na początku pojąć tego szeptu i nie zwracałem nań uwagi. Emocjonalne wzburzenie związane z moją własną historią Holokaustu już dawno dało o sobie znać, tak że nie byłem w stanie wsłuchiwać się w słowa szeptane mi do ucha przez ciszę. Jedyne, co mnie przenikało, to poczucie skrajnego absurdu. Jak dokonały tego niemieckie demony, że zdołały w niecały rok wymordować 600 000 ludzi na tak małym obszarze, i gdzie ukryły to wszystko, co z sobą przywiozły ofiary, które pozostały w rękach swoich morderców.

Minęło kilka godzin, nim zdałem sobie sprawę, że owo milczenie siedmiu pustych hektarów przywarło do mnie i nadal słyszę jego szept. To był szept, który nie ustawał: 600 tysięcy, 600 tysięcy... Ten szept ciągle się powtarzał, aż przeniknął mnie całego. Wtedy rozległ się kolejny szept: w niespełna rok, w niespełna rok!... Za tym szeptem rozlegał się krzyk torturowanych ciał, które pozostawiłem w głębi obozu zagłady. Wszak to wszystko było niczym innym jak szeptem.

Głosy

Nim zapadła noc, na powrót byliśmy w Krakowie. Milczenie niemieckiego obozu zagłady weszło ze mną do mego pokoju, natarczywie mówiło do mnie, nie pozostawiając chwili spokoju. Mówiło po flamandzku i francusku słowami Żydów z Belgii, po holendersku słowami Żydów z Holandii, mówiło w jidysz słowami Żydów z okolicznych miasteczek Polski. Powtarzało po polsku słowa modlitwy pobożnych katolików, którzy zginęli razem ze swoimi żydowskimi przyjaciółmi, których próbowali ratować. Milczenie słonecznego poranka w Bełżcu było właściwym słuchaczem, owo milczenie ciągle mówiło o samotności ofiar, które nie miały nikogo. Nikt nie przychodził, by posłuchać ich historii.

poprzednia strona 1 2 3 następna strona

Polacy - Żydzi

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?