Czytelnia

Anna Karoń-Ostrowska

Anna Karoń-Ostrowska, Mistrz-uczeń, czyli miłość niejedno ma imię, WIĘŹ 2000 nr 9.

Czy zatem można powiedzieć, że być mistrzem znaczy to samo, co być duchowym ojcem lub matką? Karol Wojtyła idzie bardzo głęboko w opisie tego, czym jest duchowe rodzicielstwo. Mówi o takiej dojrzałości osoby, która chce przekazywać innym nie tylko wiedzę czy umiejętności, ale dawać samego siebie, swoją własną osobowość, swoje duchowe poszukiwania i odkrycia, swoje „ja”.

Czy na tym także polega rola mistrza? Z pozoru wydaje się, że nie. Mistrz prowadzi ucznia wybraną drogą, pokazuje, oswaja świat i jego tajemnice. Nie musi od razu odsłaniać przed uczniem siebie. Ale gdzie jest granica? Czy w ogóle istnieje? Czy poszukiwanie prawdy i świadczenie o niej nie musi być – jeśli służbę Prawdzie traktuje się radykalnie – dawaniem świadectwa o samym sobie, mówieniem o sobie i sobą? Mistrz przekazuje nie tylko to, co wie, ale i to, kim jest. To mówienie „sobą” i pochylenie nad tym, który chce słuchać, nosi w sobie – z różnym natężeniem – znamiona duchowego rodzenia. Droga mistrza jest dla ucznia czasem wewnętrznego stawania się, wzrostu – jakichś nowych „narodzin”.

Mistrz nie zasłania się cytatami, to ktoś, kto ma odwagę „mówić sobą”. A „mówić sobą” znaczy odważyć się poprowadzić innych drogą, którą się samemu przeszło; być nie tylko drogowskazem, ale i drogą, i przewodnikiem po niej. Ważna jest sama droga i jej współtowarzysze, ci, których zabrało się na wspinaczkę. Bycie mistrzem niesie ze sobą poczucie odpowiedzialności i jednocześnie ryzyka.

To wielkie ryzyko zabrać na wspinaczkę tych, którzy jeszcze nie umieją się wspinać, prowadzić ich, asekurować – tak, żeby nie potknęli się i nie zlecieli w otchłań. Jest jeszcze inne ryzyko i rodzą się inne pytania, które spędzają sen z oczu mistrza: „Czy droga, którą wiodę uczniów, na pewno prowadzi do celu? Czy prowadząc innych, nie zabłądzę?”. A nawet jeżeli droga jest znana mistrzowi i sprawdzona, to skąd może mieć pewność, że jest również dobra dla innych? Są to niepokoje, z którymi ten, kto chce być mistrzem, musi nauczyć się żyć sam. Samotność i umiejętność jej znoszenia jest również jednym z podstawowych doświadczeń mistrza.

Żaden jednak z tych lęków i niepewności nie jest tak wielki, jak ten, który dotyka istoty egzystencji mistrza: „Czy to, co daję innym, jest przyjęte, czy jest potrzebne? Czy ten, którego wybrałem na swego ucznia, na swoje duchowe dziecko, naprawdę chce nim być? Czy to jest mój uczeń? Czy to jest moje duchowe dziecko?”.

Bardzo trudno jest przestać być mistrzem, przestać być ojcem. Uczeń, który odchodzi, zaprzeczając istnieniu relacji z mistrzem, pozostawia za sobą wielką pustkę i ranę – ból niespełnienia w byciu mistrzem i w byciu ojcem. Karol Wojtyła w „Promieniowaniu ojcostwa” opisuje i analizuje to doświadczenie z głębią i zrozumieniem właściwym tylko tym, którzy doświadczyli takich związków, którym dany był „ból rodzenia” duchowego dziecka: .bywają więc takie godziny, takie noce bezsenne, w ciągu których zmagam się z poczuciem, że ty tworzysz się jednak poza mną, że cię nie rodzę. radością jest ból rodzenia, lecz straszny musi być ból z nie-urodzenia dziecka!

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 następna strona

Anna Karoń-Ostrowska

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?