Czytelnia
Cezary Gawryś, Mój syn, moja miłość (współp. Szczepan Czerski), WIĘŹ 2007 nr 10.
Mimo pewnego rozognienia mam wrażenie, że stąpam twardo po ziemi, nasłuchuję nadziei i mierzę jej ton – czy nie fałszywy.
Szczepan
30.01.2005
Drogi Panie!
Mój wielki szacunek budzi Pańska akceptacja dla syna, szczera miłość do niego, duma z zalet jego charakteru i dotychczasowych osiągnięć.
Marcinowi nie grozi, jak sądzę, rzucanie się na oślep w jakieś przygody ani kompulsywne „przyklejanie się” do innych mężczyzn, jakie bywa udziałem młodych chłopców o skłonnościach homoseksualnych. Ma poczucie własnej wartości i godności, nie powinien więc dać się nikomu wykorzystać ani skrzywdzić. Widać, że dostał bardzo dużo w rodzinnym domu: zdrowy system wartości, etos służenia wspólnemu dobru, ambicje, nawyk pracy nad sobą i potrzebę rozwijania swoich talentów. To wszystko jest bardzo ważne! Wydaje mi się, że Pański syn ma duże zasoby wewnętrzne, jest dobrze przygotowany do samodzielnego życia.
Oczywiście, można myśleć o perspektywie głębokiej terapii. Z psychoanalizy lub terapii analitycznej korzystają przecież nie tylko osoby cierpiące na skutek zaburzeń osobowości, ale także „zwyczajni” ludzie, którzy chcą po prostu lepiej poznać siebie i swoje uwarunkowania. Może więc kiedyś, w przyszłości, i Marcin na taką terapię się zdecyduje? Owocność profesjonalnej terapii nie polega jednak na tym, że prowadzi ona do zmiany orientacji z homo- na heteroseksualną. Jeśli ktoś stawia terapii taki cel, może go spotkać bolesne rozczarowanie.
Już po wydaniu książki „Męska rozmowa”, w której z mojej strony doszedł do głosu – jak to dziś widzę – pewien naiwny idealizm, przez blisko dwa lata prowadziłem w lubelskiej Odwadze jako wolontariusz „grupę zaufania” dla chłopców i młodych mężczyzn w wieku od 17 do 20 lat, z problemem homoseksualnym. Dzięki tej pracy zebrałem sporo doświadczeń. Ukończyłem potem szkolenie z podstaw systemowej terapii rodzin w Instytucie Psychiatrii i Neurologii, pod kierunkiem profesor Ireny Namysłowskiej. To wszystko dało mi do myślenia i poszerzyło moją wiedzę na temat terapii. Dlatego dziś patrzę z pewnym dystansem na tamtą książkę, której byłem współautorem. Moje opinie, zwłaszcza wyrażone w dialogu z psychologiem Tomaszem G., formułowałbym dziś ostrożniej.
Miejmy nadzieję, że towarzysząc synowi z miłością z czasem odnajdzie Pan wewnętrzny pokój i światło.
Cezary
28.02.2005
Drogi Panie!
Czytam ostatnio poleconą mi przez Pana książkę (Xavier Thévenot SDB, „Mój syn jest homoseksualny”), czytam wiele artykułów, nabieram stopniowo dystansu, wiedzy i krytycyzmu, ale mimo to pewnie do końca pozostaną we mnie pytania bez odpowiedzi. Uczę się modlić inaczej niż dotąd i to mnie również ogromnie cieszy, daje mi nadzieję. Uczę się pokory, a tak mało jej widzę w swoim życiu. To smutne, że potrzebny był mi taki wstrząs.
Wiem, jak różne bywają reakcje rodziców na wiadomość o homoseksualności dziecka i jak tragicznie wpisują się w scenariusze życia.
Marcin przyjechał na ferie zimowe do domu i mógł spędzić z nami dwa tygodnie. Atmosfera była jak najlepsza. Syn sporo pomagał nam w obowiązkach domowych. Było widać w nim ciepło, spokój, potrzebę bycia z nami. Do rozmów „na temat” jednak się nie palił.