Czytelnia

Cezary Gawryś

Cezary Gawryś, Mój syn, moja miłość (współp. Szczepan Czerski), WIĘŹ 2007 nr 10.

Już po odjeździe Marcina Magda powiedziała nam, że on byłby gotów spotkać się z osobą „wyleczoną” z homoseksualizmu, żeby zorientować się, czy to możliwe. Zastanawiam się, co zrobić z tym fantem. Panie Cezary, czy zna Pan osobę, która obecnie ma rodzinę, a była homoseksualna, albo która pozbyła się skłonności homoseksualnych, a z którą Marcin mógłby porozmawiać?

Szczepan


17.06.2005

Drogi Szczepanie!

Prosił Pan o wskazanie osoby, która „wyszła z homoseksualizmu” i byłaby gotowa spotkać się z Marcinem. Cóż, nikogo takiego nie znam, ale znam młodego mężczyznę około trzydziestki, lekarza psychiatrę, który przeszedł przez oba etapy w Odwadze (grupa wsparcia, potem roczna terapia grupowa), a teraz indywidualnie kontynuuje terapię i bardzo pracuje nad sobą, a jest człowiekiem rozsądnym i otwartym. Mamy się spotkać w połowie lipca. Zapytam go, czy ewentualnie byłby gotów do takiej szczerej rozmowy.

Cezary


12.12.2005

Cezary,

Twoje iście ojcowskie podejście do swoich podopiecznych pomaga mi w zrozumieniu syna. Myślę jednak także w drugą stronę: czy nie obowiązuje mnie jakaś wyraźna granica w akceptowaniu odmiennego sposobu życia osób homoseksualnych i – przede wszystkim – mojego syna? W gorących dyskusjach z okresu „marszów” trudno nam było ominąć ten problem. Zastanawialiśmy się nad nim wiele z żoną. Z tej dyskusji zrodził się mój długi list do Marcina. Napisałem synowi, że to wszystko, co ostatnio zdarzyło się w naszej rodzinie, jeszcze bardziej zbliżyło nas do Boga i że w Nim pokładamy nadzieję na pomoc w „poukładaniu rzeczywistości w sposób akceptowalny”. To taki trochę filozoficzny termin, ale musi tak brzmieć, aby był wyrazem tolerancji i poszanowania, a jednocześnie nie ranił nikogo i nie zmuszał do przekraczania barier.

Marcin zadzwonił dwa dni później i z uśmiechem w głosie powiedział: „Tato, ja to wszystko rozumiem i uznaję za oczywiste” (te nasze uwarunkowania związane z wiarą). Byłem tak uradowany, że dopiero później zorientowałem się, że nadal nie wiem, jaki jest jego stosunek do kwestii poruszonej przeze mnie w liście, czyli do ewentualnej „fizycznej bliskości” z ukochaną osobą. W moim memorandum posunąłem się do tego, że prosiłem Marcina o rozważenie, czy uważa za możliwe zachowanie w swoim życiu „czystości”, czyli odrzucenie współżycia „h”. W moim przekonaniu jest to minimum, jakiego wymaga od nas deklaracja przynależności do Kościoła, do wiary katolickiej. Cały czas jednak zastanawiam się, czy to moje pytanie mieściło się w granicach dopuszczalnej ingerencji w prywatne życie syna. Sprawę dodatkowo komplikuje fakt, że o orientacji Marcina dowiedzieliśmy się w momencie jego wkraczania w samodzielne życie, kiedy przychodzi nam jako rodzicom uczyć się nowej relacji z dzieckiem wychodzącym z rodzinnego gniazda. Do czego mają prawo rodzice z racji rodzicielstwa, wyznawanej wiary i poszanowania jej zasad? Z racji przeżywanej troski, nieraz bólu, pragnienia dobra dla swego dziecka? Pewnie zawsze będą mi towarzyszyć takie rozterki – jakie mam prawo narzucać dorosłemu synowi określone normy, i to teraz, kiedy dla niego wszystko już jest „jasne”?

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 następna strona

Cezary Gawryś

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?