Czytelnia

Ciało

Joanna Petry Mroczkowska, Znak Jonasza i wytrawne wino, WIĘŹ 2005 nr 10.

Patrząc na dawne obrazy przekonujemy się, że kult piękna istniał zawsze. Nie mylmy jednak piękna z urodą, oznaczającą przede wszystkim atrakcyjność ciała! W pracy „It: A History of Human Beauty” ( „To. Historia ludzkiego piękna”; Hambledon and London 2004) Arthur Marwick zauważa, że dopiero pod koniec XIX wieku pojawił się postulat pedantycznej wręcz troski o urodę kobiecą i podkreślania jej poprzez rozmaite zabiegi kosmetyczne. Brak starań o fizjonomię uważany jest dziś za coś gorszącego. Dbanie o siebie ma nie tylko ukazywać osobowość, która czasem wydaje się ograniczać do wyglądu zewnętrznego — ale powinno dawać osobnikowi i jego otoczeniu błogie uczucie zadowolenia. Widok ludzi młodych i atrakcyjnych budzi przecież optymizm. W przeciwnym razie grozi nam przygnębienie!

O siwym mężczyźnie ze zmarszczkami mówi się jednak, że ma wygląd „godny i dostojny”, kobietom natomiast raczej nie daje się takiej szansy — to one najwięcej tracą na stosowaniu wysokich standardów co do wyglądu i wieku. Nie można się zatem dziwić, że to feministki podjęły jako pierwsze krytykę ageismu, czyli dyskryminacji wobec ludzi starych. Chyba najbardziej znane argumenty zawarte są w książce „W sile wieku” (1970) Simone de Beauvoir i „The Fountain of Age” („Tajemnica lat wieku”; 1993) Betty Friedan.

Doktryna kultu młodości chce nam wmówić, że to co niedojrzałe, jest lepsze od dojrzałego. Psycholog James Hillman w książce „The Force of Character: And the Lasting Life” („Siła charakteru a długie życie”; The Ballantine Publishing Group 1999), będącej krytyką takiej ideologii, zastanawia się nad tym, co tracimy starając się manipulować wiekiem naszej twarzy, tworząc iluzję młodości. Cytuje nawet Marilyn Monroe, która rzekomo powiedziała: Chciałabym postarzeć się bez liftingu, bo on pozbawia twarz życia, charakteru. Chcę mieć odwagę zachować lojalność wobec twarzy, którą stworzyłam”. Ciśnie się na usta uwaga, że najlepszym sposobem uniknięcia zmarszczek jest śmierć w młodym wieku.

Jak dobrze się starzeć

Na rynku wydawniczym pojawiają się także prace autorów, którzy chcą przyzwyczajać nas do myśli o starości. Na często słyszane lamenty: nie chcę się starzeć”, odpowiadają: postawmy sprawę inaczej — zapobiegajmy nieudanej starości. Podsuwają sugestie, jak starzeć się najlepiej. Przede wszystkim — i jest to podejście par excellence amerykańskie — nie należy zdawać się na los, trzeba nim pokierować. Można powiedzieć, że króluje hasło: bądź kowalem swojej starości, albo jeszcze lepiej: bądź reżyserem swojej starości. Z kowalami byłoby łatwiej — wymagało się od nich fachowości. Natomiast sztuka, ta masowa, nie ma wiele wspólnego z solidnym warsztatem. Zeszła na drogi swobodnej kreatywności, gdzie wszystkie chwyty są dozwolone.

W większości pism prac spod znaku pop-psychologii prędzej czy później pojawia się reguła numer jeden: kochaj siebie, nie zważaj na opinie innych i na swoje niedoskonałości. Nie bez pewnej słuszności zaleca się tu optymizm: ktoś ubolewający nad utratą młodości skazuje się na wieczną frustrację. Mając czterdziestkę rozpacza, że przestał być dwudziestoletnim młokosem. Czy mając lat sześćdziesiąt będzie doceniał czas, kiedy miał ich czterdzieści? Raczej nie, bo już wtedy czuł się nieszczęśliwy. Lekarstwem na to powinno być akceptowanie siebie niezależnie od wieku. Zgoda na upływ czasu pozwoli „pogodzić się ze sobą”. Będziemy wtedy mogli zająć się czymś innym poza własną osobą .

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 następna strona

Ciało

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?