Czytelnia

Grzegorz Pac

Grzegorz Pac

My z Pawłokomy

Są takie miejsca, które dzielą. Dzielą zwykłych ludzi, stawiając najostrzejszą ze wszystkich granicę – granicę nienawiści. Tam, gdzie jeszcze niedawno byli sąsiedzi, dziś są po jednej stronie mordercy, po drugiej ich ofiary. Tam, gdzie było wspólne życie, jest teraz śmierć jednych i zwycięstwo drugich. Jest takim miejscem i Pawłokoma...

W tej niewielkiej podrzeszowskiej wsi żyli Polacy i Ukraińcy, rzymscy i greccy katolicy, ale nade wszystko żyli pawłokomianie, sąsiedzi. Razem pracowali, świętowali, żenili się między sobą.

Przyszły wojna. Wszechobecne okrucieństwo nie mogło nie odcisnąć piętna na ludzkich sumieniach. Także na Polakach i Ukraińcach, u których nienawiść trafiała nierzadko na podatny grunt wzajemnych uprzedzeń i żalów. W sierpniu 1942 roku Sługa Boży Andrzej Szeptycki, greckokatolicki metropolita Lwowa, pisał w dramatycznym liście do Papieża: Nieopisana jest demoralizacja, jakiej ulegli ludzie prości i słabi. Uczą się złodziejstwa i zbrodni ludobójstwa; tracą poczucie sprawiedliwości i człowieczeństwa. [...] Przewidujemy więc, że cały kraj będzie zatopiony w potokach niewinnej krwi.

Prorocze słowa metropolity niedługo czekały na realizację. W lutym 1943 roku wybuchły rzezie na Wołyniu, aby w połowie roku przenieść się także do Galicji Wschodniej. Ukraińcy podpalali polskie wsie i mordowali ich mieszkańców. Polacy nie pozostawali im dłużni. Wiadomości o rzeziach wkrótce dotarły wszędzie tam, gdzie przedstawiciele dwóch narodów żyli obok siebie, burząc resztki wzajemnego zaufania.

Wieści z Wołynia dotarły i nad San. Potem już nie trzeba było wiele. Wystarczyła wiadomość, że oddział UPA zamordował 11 Polaków, aby całe pokłady nienawiści dały znać o sobie. W pierwszych dniach marca 1945 roku oddział polskiego podziemia z pomocą mieszkańców okolicznych wsi wymordował 366 Ukraińców. Pawłokomian.

Dziś w Pawłokomie nie ma już Ukraińców. Nie ma Polaków w Pawliwce-Porycku, Żydów w Jedwabnem. Bo historia podrzeszowskiej wsi wcale nas nie dziwi, znamy przecież tyle podobnych – z Wołynia, z ziemi łomżyńskiej, właściwie z całej, pogrążonej w mrokach wojny Europie. Znamy aż za dobrze historie sąsiadów, którzy żyli razem, aby nagle zacząć się wzajemnie mordować. Historie z niedalekich Bałkanów i odległej Rwandy.

Przez lata o Pawłokomie pamiętało niewielu. Pamiętali mieszkający w Polsce Ukraińcy, pamiętał urodzony tu Petro Poticzny, który w wieku 15 lat z oddziałem UPA przedarł się na zachód, gdzie wiele zrobił dla upamiętnienia ofiar rzezi. Pamiętał wreszcie Dionizy Radoń, syn Polaka i Ukrainki, który jako jedyny w Pawłokomie – często wbrew sąsiadom – troszczył się o mogiły. 13 maja krzyż upamiętniający zamordowanych poświęcili metropolita lwowski obrządku greckokatolickiego Lubomyr Huzar oraz metropolita przemyski obrządku rzymskokatolickiego Józef Michalik. W uroczystości wzięli udział prezydenci Ukrainy i Polski.

Dokonał się kolejny krok na drodze polsko-ukraińskiego pojednania. Nie pierwszy: były już uroczystości wołyńskie, było otwarcie Cmentarza Orląt, wspólna modlitwa przebaczenia biskupów ukraińskich i polskich. Ale też i nie ostatni. To jest krok naprzód na tej długiej jeszcze – zdaje mi się – drodze, krok za który musimy dziękować Panu Bogu –powiedział w czasie uroczystości kardynał Huzar.

1 2 następna strona

Grzegorz Pac

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?