Czytelnia

Polecamy do czytania

Janina Koźbiel

Na ratunek słowom

Żaden z artystów nie jest bardziej niż Tadeusz Różewicz wyczulony na sprzeczności, którymi rozdzierany jest współczesny człowiek. Mówi o tym każdy okruch jego słowa, każdy fragment. W wierszu Dlaczego piszę? — ważnym najwyraźniej dla poety, bo powtórzonym w następnym — czytamy:

„czasem «życie» zasłania
To
co jest większe od życia
Czasem góry zasłaniają
To
co jest za górami
trzeba więc przesunąć góry
ale ja nie mam potrzebnych
środków technicznych
ani siły
ani wiary
która przenosi góry
więc nie zobaczysz tego
nigdy
wiem o tym
i dlatego
piszę”.

Poraża szczerością ten brak jakiejkolwiek obietnicy. Tym większy podziw budzi trud poszukiwacza.

Gdzie tkwi źródło tego bezowocnego uporu, tej nieoczekującej na skutki wiary w podejmowany trud. W samej istocie życia? A może jest tak, jak napisał w Dzienniku Franz Kafka: „Poezja, jak modlitwa, jest ręką wyciągniętą w mrok”. To zdanie pozwala zrozumieć nie tylko, dlaczego właśnie praski pisarz stał się bohaterem Pułapki. Pozwala inaczej spojrzeć na Różewiczowskie trudzenie się słowem.

Przyglądając się losowi brata w niedoli, wrocławski poeta unaocznia dramat każdego artysty, świadomego własnej sytuacji w świecie, skazanego na to, aby — mówiąc słowami Heideggera — „wystawić się w czasie marnym na ryzyko” pełnego istnienia. Kafka uosabiał przecież szczególny rodzaj wrażliwości; taki, co wyzwala nie empatię, lecz wrogość. Jednak bezbronna ta wrażliwość czyni z artysty medium zbiorowości, sprawia, że wchłania on wszelkie „nieczystości”, bo „poeta śmietników” — przekonuje Różewicz w wierszu Rocznica — „jest bliższy prawdy niż poeta chmur”. Ta wrażliwość jest także świadoma siebie i szczera. Nie ratuje się maską, nie osłania swej nędzy społecznie akceptowanymi konwencjami, co zwykle naraża na dodatkowe zranienia, odbierane jest bowiem jako nieuzasadniona duma.

W przypadku poezji najważniejsze z tych konwencji trwają od wieków, począwszy od Arystotelesa. Można w nich przebierać, można się wobec nich dystansować, stosować wobec nich pastisz, słowem — uprawiać wiele rodzajów gry, która pozwala minimalizować osobiste ryzyko publicznego istnienia. Ale jest i druga strona tej gry — tarczy chroniącej przed nazbyt aktywnymi a nieświadomymi uczestnikami społecznego rytuału. Bo czy nie jest tak, że w jakiejś mierze właśnie ta gra zwalnia z odpowiedzialności za słowo? Efekt jednak — psychologiczny i społeczny — bywa i taki, że słowo-idea jest często zdradzane; można się go-jej wyprzeć, co w konsekwencji podważa wiarę w jedność porządku rzeczywistości i porządku mówienia. Można słowa-idee „przeżuć i wypluć na głowy obywateli” (Z ust do ust).

Na wschód od Edenu

Wojnę i to, co po wojnie, młody Różewicz odbierał jako konsekwencję i wyraz takiej zdrady. Dlatego w momencie debiutu radykalnie zakwestionował sens poetyckich przebieranek, wyciągnął własne wnioski z diagnozy Adorno, z jego rozważań o kłopotach z istnieniem sztuki po Oświęcimiu. Upraszczając drastycznie, można powiedzieć, że odrzucając estetykę, postawił na etykę, jakkolwiek by to kuriozalnie brzmiało w przypadku poety tylekroć oskarżanego o nihilizm. Postawił — bezwstydnie — na odarcia z idei, na nagość.

1 2 3 4 5 następna strona

Polecamy do czytania

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?