Czytelnia
Elżbieta Adamiak, Czego Kościół powinien nauczyć się od teologii feministycznej?, WIĘŹ 1998 nr 1.
Teologia feministyczna me daje jednej odpowiedzi. Jest ich wiele. Część radykalnych chrystologii feministycznych kwestionuje uniwersalny i wyłączny charakter zbawczej roli Chrystusa. Inne rozumieją Jezusa jako mężczyznę pełnego, integralnego (Hanna Wolff), inne podkreślają wyjątkowość relacji historycznego Jezusa i kobiet: On je wyzwala i uzdrawia. Akcentuje się przy tym wzajemność i równorzędność tych relacji (Elisabeth Moltmann-Wendel) bądź samo nastawienie Jezusa na relacje, objawiające Boga jako „moc w relacji” (Carter Heyward). Podkreśla się wątki wyrażające chrystologię poprzez kobiece obrazy: wczesnochrześcijańską sofia-chrystologię (Chrystus jako nosiciel Bożej Mądrości, E. Schüssler Fiorenza) czy obraz Jezusa jako Matki w pismach średniowiecznej mistyczki Julianny z Norwich (XIV wiek).
Mimo tych prób nowa wizja chrystologii z perspektywy feministycznej czeka jeszcze na rozwinięcie. Zwłaszcza centralne pytanie, w jaki sposób pogodzić wyjątkowe znaczenie Jezusa Chrystusa i Jego dzieła zbawienia z praktyką kościelną nie wykluczającą kobiet.
Do konspektu drugiej „lekcji” trzeba by dopisać jeszcze wiele ważnych kwestii. Brak na to miejsca. Przedstawiając feministyczne ujęcie hermeneutyki i chrystologii chciałam jednakże pokazać, że wkład teologii feministycznej wykracza daleko poza „uzupełnienie” dotychczasowej teologii o aspekt kobiecy. Teologia feministyczna nie jest tylko teologią kobiet czy teologią o kobietach. Oczywiście, możliwa stała się dlatego, że kobiety mogą teologię studiować i tworzyć. Antropologia – zwłaszcza godność kobiety – nie przestaje być jedną z podstawowych sfer jej zainteresowania. Ale różnorodność studiów feministycznych w teologii ubogaca jej tradycyjny wykład w każdej dziedzinie – o trudne pytania i nowe uwrażliwienia.
Czego można nauczyć się na błędach teologii feministycznej
Trzecia „lekcja”, jaką powinna być teologia feministyczna dla Kościoła, ma odpowiedzieć na pytanie, czego możemy nauczyć się z jej historii. Chciałabym wskazać dwa kierunki jej rozwoju, które nie wydają mi się godne naśladowania. Chcę też zaznaczyć, że chodzi mi o tendencje zauważalne zwłaszcza w teologii feministycznej rozwijanej na Zachodzie, które w niejednakowy sposób dotyczą wszystkich jej przedstawicielek.
Pierwszą tendencję stanowi, moim zdaniem, powiększanie dystansu do Kościoła i chrześcijaństwa. Teologia feministyczna w początkach rozumiejąca siebie jako szansę utrzymania więzi z Kościołem tych kobiet, które stały się wobec niego krytyczne7, w trakcie swojego rozwoju skoncentrowała się na zagadnieniach mających coraz mniej wspólnego z życiem wspólnoty Kościoła i przekazywaniem tradycji wiary. Niewątpliwie miały na to wpływ silne procesy sekularyzacji w krajach Zachodu, stawiające teologa chcącego przekazać wiarę w języku swego czasu przed zadaniem niezwykle wymagającym. Z drugiej strony, i ten proces ma pewne paralele w sytuacji naszego Kościoła, tylko nieliczni „świeccy” teologowie i teolożki znaleźli miejsce spełniania swej misji w Kościele instytucjonalnym. Stopień występowania tego zjawiska jest jednak na Zachodzie szerszy – więcej tam wysoko wykwalifikowanych teologów i teolożek, w tym feministycznie nastawionych. Myślę, że tworzy się tu jakieś „zamknięte koło”: niemożność podjęcia odpowiednich do wykształcenia, odpowiedzialnych zadań w Kościele niejednokrotnie powoduje rozgoryczenie i radykalizację poglądów; coraz ostrzejsza krytyka Kościoła do tych zadań dostęp zamyka. Trzecim ważnym powodem jest takie rozumienie feminizmu, że staje się poniekąd pewną „wersją” chrześcijaństwa. Najczęściej jest to jednak milcząco przyjmowane założenie, a nie uzasadniona teza. W takim ujęciu wymiar feministyczny zostaje wyeksponowany, a teologiczny wydaje się schodzić na drugi plan.
poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 następna strona