Czytelnia

Katarzyna Jabłońska

ks. Andrzej Luter

Katarzyna Jabłońska, ks. Andrzej Luter, Nie na miejscu?, WIĘŹ 2009 nr 1-2.

Ksiądz

A co mamy u Szumowskiej? 33 sceny z życia pokazują fizjologię śmierci, lecz fizjologia nie jest czymś najbardziej interesującym. Wiemy, że umieranie może być straszne i nieestetyczne. A reakcje po śmierci kogoś bliskiego mogą być różne — to też wiemy. Można się zatem upić, można się śmiać i drwić; reżyserka pokazuje, że można także zatracić się i zapomnieć o tragicznej rzeczywistości poprzez seks. Odejście bliskiego człowieka odczuwać można także jak Grek Zorba, którego reakcją na śmierć był ekstatyczny taniec.

Film Szumowskiej desakralizuje śmierć, odziera ją z metafizyki i tajemnicy. Reżyserka w licznych wywiadach opowiadała, że przeszła drogę nawrócenia i neofityzmu, a po śmierci rodziców stała się znowu niewierząca. Być może dlatego, wyczuwam w jej filmie wyraźny wpływ kultury ponowoczesnej, która stara się na wszelkie sposoby unieważnić śmierć. Nie ma śmierci, nie ma Boga! Najlepiej symbolizuje tę wizję parodia sakramentu chorych. A to nie jest tak — jak chcą niektórzy krytycy — że tu obrzęd katolicki staje się antyobrzędem. On zamienia się u Szumowskiej w żałosne czary, pozostałość jakiejś anachronicznej tradycji, w szczątkowej wersji uznawanej przez inteligencką rodzinę. Najważniejsze, żeby nie było przy tym antyobrzędzie człowieka w sutannie, bo umierający mógłby się przestraszyć. Słusznie zauważył w „Kinie” Piotr Wojciechowski, że owa sutanna, czy jej brak, urasta do rangi symbolu i oznacza: „mnie, nas, nikt sądził nie będzie”. Były ksiądz uspokaja zresztą wszystkich, mówiąc że sutanny już nie ma, bo jego partnerka — przyrodnia siostra głównej bohaterki — uszyła sobie z niej sukienki. Dosyć prostacki greps antyklerykalny. Wyobrażam sobie te kiecki eleganckiej kobiety uszyte z wytartego tropiku albo krepy!

Bohaterka 33 scen z życia jest pełna egocentryzmu i pychy. Ten fotogram z rakiem matki wysyłany na biennale do Wenecji, odrzucony zresztą prze jury jako mało nowatorski (sic!)? Okropne! Nie lubię jej. A ty, Kasiu?

Kobieta

Bardziej niż bohaterki nie lubię w tym filmie wpisanego weń oczekiwania, że powinnam ją lubić i akceptować wszystkie jej postawy i wybory. Ta narzucona powinność przeszkadza mi zbliżyć się do niej i do pozostałych bohaterów filmu Szumowskiej, wyjąwszy umierającą matkę. Mówisz, Andrzeju, o fizjologii śmierci — oczywiście jest... bywa potwornie trudna, bolesna, ale czy jest nieestetyczna? Jakoś nie umiem o umieraniu myśleć w kategoriach estetycznych. Nie umiem spojrzeć na umierającego człowieka jedynie jako na obiekt chłodnej obserwacji, choć czasem chciałabym, bo to mogłoby choćby trochę złagodzić grozę tej sytuacji. Rozumiem, że także dlatego właśnie tak zachowują się niejednokrotnie wobec umierającej matki bohaterki 33 scen z życia, chwilami także mąż umierającej. Rozumiem ich ból, strach, zmęczenie, ale to nie im chcę towarzyszyć. Najmocniej dotyka mnie samotność umierającej, jej bezradność i to, że nie bardzo ma kogo zawołać na pomoc. Najbliżsi tak bardzo cierpią z powodu umierania matki i żony, że nie są w stanie jej w nim towarzyszyć. Zapadają się w swój ból.

Tak bywa, ale bywa też inaczej. O. Filip Buczyński z lubelskiego Hospicjum im. Małego Księcia, który od kilkunastu już lat towarzyszy umierającym dzieciom i im bliskim, mówi: „Kiedy dziecko zbliża się do śmierci, moje pytania bez odpowiedzi i mój ból muszą zejść na drugi plan. Najważniejsze jest umierające dziecko, któremu trzeba pomóc odbyć tę bardzo trudną drogę do śmierci i przez śmierć. Ono w tym momencie nie powinno się bać i nie powinno czuć się odpowiedzialne za to, że jego śmieć jest powodem rozpaczy na przykład rodziców. [...] Jedną z najcenniejszych rzeczy, jakie rodzice mogą podarować swojemu umierającemu dziecku jest pełne miłości towarzyszenie” (zob. rozmowa w poprzedniej WIĘZI).

poprzednia strona 1 2 3 4 5 następna strona

Katarzyna Jabłońska

ks. Andrzej Luter

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?