Czytelnia

Polecamy do czytania

Tomasz Serwatka, Niedokończona misja Augusta Hlonda, WIĘŹ 2010 nr 11-12, (Jerzy Pietrzak, Pełnia prymasostwa. Ostatnie lata...).

Interesujące były okoliczności podróży kardynała do ojczyzny, jak się okazuje pełnej przygód i niedogodności, zwłaszcza po przejechaniu w Czechosłowacji już za „żelazną kurtynę”. Nowością jest dla mnie informacja autora, że Hlonda przyjął na dłuższej rozmowie prezydent Czechosłowacji dr Edward Benesz. Trudno przecież go było posądzać o sympatie propolskie czy prokatolickie... Do końca niemal ważyła się sprawa pozwolenia władz Polski Ludowej (oraz naturalnie stacjonujących wówczas wszędzie wojskowych władz sowieckich) na wjazd prymasa do kraju, co nastąpiło ostatecznie w Kudowie. Komuniści byli niemile zaskoczeni powrotem prymasa, ale zajęli stanowisko wyczekujące. Sam Bierut i jego ludzie dość długo i cierpliwie oczekiwali na to, że w końcu prymas ulegnie presji wydarzeń i wreszcie jeśli nie „zlegitymizuje”, to przynajmniej częściowo „podżyruje” nowy system w kraju. On wszak nigdy nawet przelotnie nie spotkał się z Bierutem ani też z wyższymi dygnitarzami nowego państwa. Najwyższym bodaj ich reprezentantem, z którym pokazywał się publicznie był wiceminister obrony narodowej gen. Piotr Jaroszewicz. Z czasem taki stan rzeczy doprowadził komunistów wręcz do białej gorączki.

Kolejnym — po obronie przed ateizacją i skomunizowaniem społeczeństwa przez reżim PRL — wielkim wyzwaniem były dla Hlonda niesłychanie mocne protesty hierarchów katolickich w Niemczech zachodnich i Watykanie przeciwko niemu samemu i polskim aspiracjom na Ziemiach Zachodnich. Podważano tam nie tylko dobre intencje Hlonda jako kardynała i pasterza, lecz także fakt posiadania przezeń jakichkolwiek pełnomocnictw od Piusa XII na piśmie. Olbrzymia fala tych protestów spowodowała już pod koniec 1945 r. pogorszenie pozycji naszego prymasa w Watykanie. W roku następnym „nadzwyczajne” pełnomocnictwa zostały mu najpierw cofnięte, a potem przyznane ponownie, jako „pełnomocnictwa specjalne”, lecz w znacznie węższym zakresie merytorycznym. Kardynał miał o to skryty, ale — jak mi się zdaje — głęboki żal do Stolicy Apostolskiej, która uznała fakty przez Hlonda dokonane jedynie de facto, jednakże nie de iure. Na to trzeba było czekać aż do 1972 r.

Pietrzak prezentuje szeroko stosunek prymasa do opozycji antykomunistycznej zaraz po wojnie. Hlond nie znał Stanisława Mikołajczyka sprzed wojny, zaś po powrocie ich obu do kraju dosyć długo osobiście się nie spotykali. Jak się zdaje, początkowo dosyć pewnemu siebie Mikołajczykowi nie było spieszno do rozmów z prymasem, mimo kilkakrotnych pobytów w Poznaniu (pierwsze spotkanie miało miejsce dopiero 26 marca 1946 r.). Nie miał on jednak inklinacji antyklerykalnych, wśród części działaczy PSL wówczas nierzadkich. Ze swej strony Hlond miał polityczne zaufanie do Mikołajczyka. Obaj konsultowali się m.in. z ambasadorem USA w Polsce Arthurem Bliss-Laneem, choć ich posunięcia względem reżimu nie były naturalnie uzgadniane czy synchronizowane. Początkowo, w ciągu 1945 i w początku 1946 r., intensywniejsze były zresztą kontakty kardynała z liderem drugiej antyreżimowej legalnej partii, Karolem Popielem i chadeckim Stronnictwem Pracy.

Hlond rozmawiał z Popielem już 23 sierpnia 1945 r. w Poznaniu, chwaląc go za decyzję powrotu z Londynu do Polski. W owym czasie prymas jak gdyby „równolegle” postrzegał tak SP, jak i PSL jako silne bastiony antykomunistycznej opozycji. Dopiero rozbicie Chadecji od wewnątrz przez prokomunistyczną dywersyjną grupę Feliksa Widy-Wirskiego (latem 1946 r.) spowodowało, że partia ta przestała się liczyć w politycznych rachubach Kościoła. Hlond postawił wówczas mocniej na PSL. Nawiasem mówiąc, nie miał on — jeszcze z dawnych przedwojennych lat — zaufania do ks. Zygmunta Kaczyńskiego, jednego z prominentnych liderów SP.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 następna strona

Polecamy do czytania

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?