Czytelnia

Polecamy do czytania

Tomasz Serwatka, Niedokończona misja Augusta Hlonda, WIĘŹ 2010 nr 11-12, (Jerzy Pietrzak, Pełnia prymasostwa. Ostatnie lata...).

Gdy idzie o stosunek prymasa do opozycji nielegalnej, „podziemnej”, to był on nacechowany daleko posuniętym dystansem, ponieważ Hlond był kategorycznie przeciwny walce zbrojnej z reżimem, bojąc się rozlewu krwi. Analogiczne było zresztą stanowisko Sapiehy czy Wyszyńskiego. Kościół opowiadał się zdecydowanie za — jak to wtedy lakonicznie określano — „rozładowaniem lasów”. Sprzeciw wobec totalitarnego systemu miał mieć zatem raczej formę „pracy organicznej”, nie zaś nawiązywać do idei powstańczej. Hlond jako człowiek otwarty nie unikał wszak osobistych kontaktów np. w przedstawicielami WiN-u czy podziemnego Stronnictwa Narodowego. Ze spotkań tych jednakowoż nic konkretnego nie wynikało. Bałamutne były relacje m.in. niektórych liderów WiN-u, którzy po późniejszym przedostaniu się na Zachód lansowali na emigracji tezę, jakoby Hlond w pełni aprobował „niezłomną” postawę tejże organizacji. Znacznie życzliwiej postrzegał kardynał SN, a zwłaszcza działania zmierzające do legalizacji owej partii (niestety zakończone niepowodzeniem). Spotkał się nawet w Paryżu z emigracyjnym prezesem dr. Tadeuszem Bieleckim. Rozgromienie krajowych struktur SN przez bezpiekę spowodowało siłą rzeczy zanik nadziei politycznych przywódcy Kościoła polskiego w tym kontekście.

Autor recenzowanej książki ciekawie pisze o relacjach prymasa z „katolikami reżimowymi” spod znaku Bolesława Piaseckiego i Zygmunta Przetakiewicza. Złożyli mu oni swą pierwszą wizytę w grudniu 1945 r. (jeszcze w Poznaniu) i kontakty były podtrzymywane prawie do końca życia prymasa (szczególnie po jego przeprowadzce do stolicy). Jego stosunek do tzw. grupy „Dziś i Jutro”, czyli szeroko pojętego obozu późniejszych Pax-owców ewoluował. Pierwsze wrażenie Hlonda po inicjującej ich znajomość rozmowie z Piaseckim było raczej negatywne, postrzegał go zapewne po trochu jako mitomana. Nie od razu zorientował się w skali jego politycznej manipulacji przez reżim. Sam Piasecki usiłował występować w roli pośrednika pomiędzy episkopatem a otoczeniem Bieruta, co momentami mogło być wygodne i dla kardynała, poza tym Piasecki zawsze mógł być dlań źródłem informacji. We wrześniu i październiku 1946 r., po rozbiciu SP, Hlond myślał nawet o utworzeniu w obliczu wyborów sejmowych jakiejś wielkiej partii katolickiej (z udziałem tak Piaseckiego, jak postchadeków i ludzi z kręgu „Tygodnika Powszechnego”). Kiedy jednak zorientował się, jakie jest prawdziwe oblicze Piaseckiego, zdezawuował go politycznie i postawił już całkowicie na PSL.

Przez całe opisane przez Pietrzaka dramatyczne trzylecie Hlond pracował dla Polski i Kościoła w niesłychanie trudnych warunkach, pod intensywnym obstrzałem z dwóch stron: władz komunistycznych i katolików niemieckich (każda ze stron miała oczywiście inne motywacje i cele polityczne). Musiał manewrować między tymi czynnikami, mając dodatkowo na uwadze niejasną i dwuznaczną postawę Stolicy Apostolskiej oraz postulaty Emigracji. Nie będzie nazbyt odkrywczym stwierdzenie, że historyczna misja prymasa nie została dokończona, a jego zupełnie niespodziewana, niemal nagła śmierć pozostawiła wiele spraw otwartych, niezałatwionych. Dlatego spowodowała ona wielki szok i przygnębienie w łonie naszego Kościoła i szeroko pojętego „obozu niepodległościowego”. Stalinizm przecież dopiero nadciągał...

poprzednia strona 1 2 3 4 5 następna strona

Polecamy do czytania

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?