Czytelnia

ks. Andrzej Draguła

ks. Andrzej Draguła

Niekulturalna kultura?

Bartłomiej Dobroczyński pytał na łamach majowej „Więzi”, czy kulturę masową można uszlachetnić. Zdaje się, że pytanie to wyrasta z kilku przynajmniej wstępnych przekonań autora: że uszlachetnienie kultury masowej jest czymś dobrym – więc pożądanym, że kultura ta „nadaje się” do uszlachetnienia, że kulturę popularną z jakichś powodów (jakich?) uszlachetnić należy. U źródeł tych przekonań leżą inne, jeszcze bardziej podstawowe i – co bardzo ważne – dla wielu oczywiste: że kultura masowa jest kulturą niską, kulturą gorszą, kulturą klasy „B”, że wręcz kulturą nie jest, a jeśli nawet, to jakąś nie-kulturalną kulturą. Czy rzeczywiście mamy prawo tak myśleć?

W publicznym dyskursie kulturoznawców (i nie tylko) nad popkulturą dominuje spojrzenie jeśli nie pogardliwe, to przynajmniej dalece lekceważące, wyrastające z przekonania o wyższości tej kultury, z którą sami zresztą się utożsamiają. Autor artykułu nazywa ją nie tylko kulturą wysoką, ale także prawdziwą czy autentyczną, a nawet wyrafinowaną. Stąd – niestety – niedaleko już do pogardliwego spojrzenia na samych użytkowników kultury popularnej, do przekonania o ich gorszej od naszej kondycji kulturowej, bo słuchają muzyki określanej przez Dobroczyńskiego mianem infantylnej, hedonistycznej i prawie całkowicie użytkowej.

Jest to pogląd wypływający z określonego podejścia do sztuki, dla którego wyznacznikami tego, co piękne, są akademicko wypracowane kanony, wzorce, reguły czy zasady kompozycji. Trzeba jednak pamiętać, że piękne jest – jak stwierdził św. Tomasz z Akwinu – quod visum placet, czyli – to, co ujrzane, wzbudza upodobanie. Analogicznie można też pewno powiedzieć, iż piękno to także to, quod auditum placet, czyli – usłyszane podoba się. I cóż powiedzieć na to, że komuś podoba się coś, czemu św. Tomasz nie przypisałby ani doskonałości, ani harmonii, ani też jasności? Czyli – inaczej mówiąc – nie kwalifikuje się do nazwania pięknym. Obrazić się? Tak byłoby najprościej. Nauczyć lubić coś innego, bardziej klasycznego? Przecież tego tak do końca wyuczyć się nie da. Owszem, można komuś poprawić gust muzyczny (bo wciąż zakładamy, że ma zły), albo przynajmniej spróbować, ale czy trzeba, czy naprawdę mamy do tego prawo?

Muzyczne kłamstwa

Rozpad kultury na dwa jej typy nie jest niczym nowym. Zawsze istniała jakaś kultura elitarna i popularna, kultura dworska i plebejska, kultura klas wykształconych i kultura gminu. Niestety, granice pomiędzy oboma typami kultury nie są ani ostre, ani jednoznaczne. Można bowiem znaleźć wiele przykładów wymykających się temu prostemu, dychotomicznemu podziałowi. I dzieje się tak z wielu powodów.

Bartłomiej Dobroczyński wymienia przykłady – jak pisze – zjawisk pokrewnych popkulturze. Należą do nich dawne widowiska jarmarczne czy biblia pauperum. Jeśli kulturę masową zdefiniować jako tę, która dąży do jak najbardziej masowego odbiorcy, a więc poprzez jej powszechność, to należałoby tu moim zdaniem zaliczyć także kulturę ludową, oczywiście w jej niegdysiejszym, pierwotnym, a nie skomercjalizowanym wydaniu, o czym dalej (myślę tu tak o „Mazowszu”, jak i o „Brathankach”).

1 2 3 następna strona

ks. Andrzej Draguła

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?