Czytelnia
Joanna Petry Mroczkowska, Nienasycenie?, WIĘŹ 2001 nr 3.
Dla wielu kupowanie nie jest już nawykiem, lecz nałogiem. Na liście uzależnień pojawia się nowa kategoria – zakupomania. Według istniejącej od niedawna nowej grupy specjalistów od uzależnień – adyktologów – nałogowiec, korzystając z kredytu, wydaje więcej pieniędzy, niż ma ich na koncie bankowym. Jego sytuacja jest dzisiaj trudniejsza niż alkoholika, bo o ile kultura amerykańska nie zmusza do picia, to wywiera presję, gdy chodzi o wydawanie pieniędzy. Nałóg-przymus wynika z ulegania impulsowi, a to z kolei – zdaniem psychologów – jest wynikiem problemów w dzieciństwie: zaniedbań rodzicielskich i obwinianego za wszystko, co złe, niskiego poczucia własnej wartości. Zakupomania pojawia się w ciągle uaktualnianym wykazie zaburzeń psychicznych, ponieważ dana dolegliwość uznawana jest za jednostkę chorobową, o ile jakiś środek chemiczny zdaje się ją łagodzić. Zachodzi tu następujące rozumowanie: jeżeli chemia przyczynia się do usunięcia dolegliwości, chemia stoi u jej przyczyn. Konkluzje z badań nad genem receptora dążenia do przyjemności (receptora dopaminy D2) u alkoholików, zastosowane do zakupomanów, prowadzą do aplikowania im leków wpływających na zmianę poziomu serotoniny w mózgu. Z praktyki farmakologicznej wynika, że polepszające samopoczucie leki psychotropowe zmniejszają popęd do biegania po sklepach.
Jednakże według sondażu „Wall Street Journal” na początku lat dziewięćdziesiątych ludzie spędzali w sklepach mallu już tylko 4 godziny miesięcznie, podczas gdy wcześniej 12 godzin. Liczba odwiedzanych sklepów zmalała o połowę. Zakupy nabrały bardziej celowego charakteru. Starzejące się społeczeństwo powojennego wyżu demograficznego rzadziej korzysta z mallu. Zauważa się zmęczenie kupujących. Mimo wysiłków zmierzających do ciągłego uatrakcyjniania, okresowych zmian dekoracji i wystroju, mall powoli traci atrakcyjność, staje się nudny czy wręcz niebezpieczny. Na parkingach zaczęły mnożyć się gwałty, rozboje. Wieczorem w największym mallu USA gromadziło się 2 tysiące młodych, w zimie naliczono ich o tysiąc więcej. Hordy młodzieży często przeszkadzają kupującym żartami czy bójkami. Ale jak stwierdza William Severini Kowinski w książce „Malling of America” (Mallowanie Ameryki) (1985) – mall jak sztuczny kwiat nigdy nie umrze, bo nigdy nie był żywy.
Dobrowolne uproszczenie życia
Ostatnio jednak wzrasta krytycyzm wobec niepohamowanej konsumpcji. W Stanach takie glosy odzywały się już dużo wcześniej. Purytanizm kładł nacisk na oszczędność, kwakrzy propagowali ideę równości między ludźmi. W duchu antymaterialistycznym w XIX wieku wypowiadali się filozofowie, pisarze i poeci – Emerson, Thoreau, Whitman, Melville. W tym stuleciu chociażby Wystan Hugh Auden krytykowal płytką kulturę amerykańską – ,,życie oparte na wyborze”. Veblen natomiast uważał, że mniejszy wybór zredukowałby marnotrawstwo, przyczynił się do wyrównania różnic między ludźmi, a nawet do poczucia większego zadowolenia z życia.
Nierzadko słyszy się dziś w Stanach, że właśnie materializm niszczy kraj, podważa wartości, deprawuje młodych, od jakiegoś już bowiem czasu reklama i wysiłki marketingu zabiegają szczególnie o nich. Po stronie bardziej lub mniej nieodwracalnych strat społeczeństwa konsumpcyjnego jest ilość odpadów, zanieczyszczenie środowiska, przywileje pewnych grup, oligopol, zmowa w gospodarce, choroby cywilizacyjne, zanik pewnych umiejętności (np. rzemiosł). Nawet przekornie przyklaskujący konsumpcji Twitchell przyznaje, że konsumeryzm jest marnotrawny, wypiera z pola uwagi inne sprawy, skłania do życia dniem dzisiejszym i gloryfikuje ciało. Rozpieszcza i psuje dzieci, obiecując im rzeczy niemożliwe. Zachęca do braku odpowiedzialności, życia ponad stan, hazardu.