Czytelnia

Polacy - Żydzi

Barbara Sułek-Kowalska, Nigdy nie udawał. Pożegnanie Reuvena Zygielbojma, WIĘŹ 2005 nr 4.

W 1999 roku przywiozła go do Warszawy Dżamila Ankiewicz – autorka filmu „Śmierć Zygielbojma”. W tym znakomitym obrazie Reuven idzie śladami brata, rozmawia z tymi, którzy go znali. Dokumentalistka zdążyła w sama porę: w filmie występują między innymi Lidia Ciołkoszowa, Jan Karski, Feliks Scharf, Marek Edelman i Reuven – najmłodszy z dziesiątki rodzeństwa Zygielbojmów. Artur był najstarszy i to do niego przyjechał Reuven w 1927 czy 1929 roku z potwornie wtedy biednego Chełma. Artur zabrał go na prawdziwy obiad i wtedy Reuven po raz pierwszy w życiu był w restauracji. Najstarszy brat był dla niego wzorem w każdym calu, dlatego Reuven również działał w Bundzie. Był i pozostał do końca życia znakomitym animatorem życia kulturalnego. Kiedyś przysłał po niego Janusz Korczak, dobrze znający Artura. Poszukiwał młodego aktora, który podjąłby się pracy teatralnej z jego dziećmi.

Rok później, w roku 2000, Reuven przyjechał na dłużej, na zaproszenie premiera Jerzego Buzka, i – jak sam mówił – zakochał się w Warszawie. Ten przyjazd i każdy następny, corocznie na pół roku, aż po decyzję powrotu na stałe, w 2004 roku, odkrywały mu wciąż nową Polskę. Był w niej zakochany i – jak to bywa w tym stanie – nie miał ochoty widzieć jej słabych stron. Niewiele mówił o tym, co mu się nie podoba, bo wciąż znajdował coś dobrego. Na pierwszym miejscu stały Laski, gdzie spędził wiele tygodni, a potem przyjeżdżał w odwiedziny. Dla nas w Polsce, zwłaszcza dla czytelników „Więzi”, bogactwo Lasek jest czymś oczywistym, ale dla Reuvena były one jednym wielkim cudem od początku do końca: od dzieci po mieszkających tam księży, od rozstawionych uli po wszechobecny las, od kaplicy po cmentarz, gdzie w dodatku spoczywają ulubieni poeci, z Antonim Słonimskim, którego wiersze recytował i cytował. „To nie są zwykłe Laski – powiedział kiedyś i wracał do tego wielokrotnie – bo tu są całkiem nadzwyczajne łaski”.

Dużo czytał o Laskach, fascynowała go korespondencja Jerzego Lieberta i s. Agnieszki, postać Antoniego Marylskiego i praca sióstr, z którą stykał się na co dzień. Niezatarte wrażenie zrobiła na nim wyprawa do wojennego pomnika, jaką co roku 1 września organizują siostry z wychowankami. Zachwycały rozmowy z rezydującymi w Laskach księżmi, z którymi siadał do posiłków przy wspólnym stole. „Czy pan też jest duchownym – zapytał kiedyś jeden z gości, a Reuven z radością do końca życia powtarzał odpowiedź znajomego księdza: – Nie jest duchownym, ale jest duchowy”.

Żartował, że powinien chyba powiedzieć swemu rabinowi, jak bardzo lubi przesiadywać w cieniu laskowego kościółka i słuchać śpiewu sióstr. Z rabinem Michaelem Schudrichem żył w wielkiej zażyłości, był dla niego kopalnią wiedzy o świecie, który już przeminął. Reuven nigdy nie miał żadnych wątpliwości, jak należy się zachować i co powiedzieć z różnych żydowskich okazji – urodził się z tym i wśród tego obyczaju dorastał. Nigdy zresztą nie szedł „do synagogi” i nie zakładał „kipy” – chodził „do bóżnicy” (wymawiał to słowo „bóźnica”, jak wszystkie bodaj osoby „przedwojenne”) i zakładał „jarmułkę”. Nie rozumiał, skąd przyszły te nowomodne słowa i nie widział powodu, aby ich używać.

poprzednia strona 1 2 3 4 następna strona

Polacy - Żydzi

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?