Czytelnia

Katarzyna Jabłońska

Katarzyna Jabłońska

Nikifor i... inni

Przez ostatnie lata umacnia się we mnie przekonanie, że trzeba patrzeć i żyć na „tak” – mówi Krzysztof Krauze. Również i to przeświadczenie doprowadziło twórcę do „Mojego Nikifora”. Życie krynickiego artysty to – twierdzi reżyser – zwycięstwo w najczystszej postaci. „Mój Nikifor” to film bardzo dojrzały, jeden z piękniejszych, jakie pojawiły się w kinie. Tak proste i pełne prawdy historie, jak ta, zdarzają się w sztuce bardzo rzadko. Tym obrazem Krzysztof Krauze, twórca wstrząsającego „Długu”, potwierdza swój oryginalny talent i wyjątkową wrażliwość.

On i…On

Twórcom „Mojego Nikifiora” udała się rzecz niezwykła – zachowując respekt wobec tajemnicy Nikifora, artysty i człowieka, jednocześnie tej tajemnicy dotknęli. Podziw budzi pokora, z jaką odnoszą się do swoich bohaterów, bo też ten film jest nie tylko opowieścią o pogardzanym artyście z Krynicy, zaliczonym później do piątki najwybitniejszych „naiwnych” w historii malarstwa. Drugim głównym bohaterem „Mojego Nikifora” jest Marian Włosiński – człowiek, dzięki któremu Nikifor mógł w ostatnich latach swojego życia nie tylko być artystą (był nim w każdych warunkach, niezależnie od okoliczności; wystarczała mu do tego mała tekturka, kilka pędzelków i tubek z farbami) ale mógł przeżyć je w godnych warunkach. Był już wówczas ciężko chory, miał otwartą gruźlicę.

Dzisiaj wzruszamy się losem malarza i dobrocią jego opiekuna. Jednak w ówczesnej Krynicy wcale nieodosobnione było przekonanie: „Włosiński to opiekuje się Nikiforem, bo albo na nim zarabia, albo sam jest chory na gruźlicę”.

Historia o tym, jak artysta przyszedł któregoś dnia do pracowni Włosińskiego i oznajmił: „Tu będzie malowała” – brzmi dość poetycko. Film Krauzego również ma w sobie poezję, i to najczystszej próby, ale jednocześnie bardzo zakorzeniony jest w prozie codzienności. Nikifor przyniósł do pracowni swego przyszłego opiekuna nie tylko swój skromny dobytek. Przyniósł również odór długo niemytego ciała i żebraczego ubrania. Był barwnym, ale też wcale niełatwym lokatorem – zagrzybione paznokcie, zaflegmiony gruźliczy kaszel. Nieufny – doświadczył przecież wiele zła od ludzi. Niełatwo było się z nim porozumieć – mówił bardzo niewyraźnie, często przebywał w swoim własnym, trudnym do przeniknięcia świecie.

Właśnie takim Nikiforem decyduje się zaopiekować Włosiński. „Decyduje” to zresztą niedobre słowo – bo nie jest tak, że bohater Krauzego wybiera Nikifora, a rezygnuje z ratowania narażonej na rozpad rodziny. Trwanie przy Nikiforze jest rodzajem wewnętrznego imperatywu, wierność temu imperatywowi kosztuje wszystko – bo taka jest cena za wszystko.

Sam Marian Włosiński wyznaje po latach: Przyjaźń z Nikiforem absolutnie odmieniła moje życie. Powiedziałbym nawet, że dość je skomplikowała... O tym również opowiada „Mój Nikifor” w sposób dyskretny, ale też odważny. Nikifor, choć żebrak – mówi reżyser – wkroczył do pracowni Włosińskiego jako mistrz malarski. Stanął przed planszą, którą ten malował, machnął ręką i powiedział: „Nie umie malować”. Włosiński potraktował go jak czubka. Przy drugiej wizycie Nikifor przyniósł swoje obrazki, pokazał i oświadczył: „Nikifor nauczy malować”. (...) Włosiński przeszedł przez wszystkie piekła, których doświadcza artysta. Jako artysta zgodził się być nikim.

1 2 3 4 5 następna strona

Katarzyna Jabłońska

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?