Czytelnia

Liturgia

ks. Piotr Pawlukiewicz, No to poreformowaliśmy Kościół..., WIĘŹ 2003 nr 5.

A poza tym jeśli dzieci mają być „rozstawione” z rodzicami w całym kościele, to będą stały również dalej od ołtarza – może aż pod chórem i w bocznych nawach – i w takiej sytuacji wiele z nich nie będzie widziało ani księdza, ani ołtarza, a tylko plecy jakiegoś obcego tatusia czy mamusi. Czy będą wtedy bardziej zainteresowane Mszą świętą niż teraz? Konia z rzędem temu, kto te problemy w praktyce rozwiąże!

W artykule znaleźć też można sugestię, że dziecko stojące przy rodzicach, a nie przy kolegach i koleżankach, nie będzie rozrabiać, kręcić się i wiercić. Czy nie jest to przypadkiem myślenie magiczne? Widziałem wiele mam, które przez całą Mszę świętą uganiały się między ławkami za swoimi pociechami, bo dziecko jednak przy mamie stać nie chciało. Niekiedy napomnienie siostry zakonnej czy wzrok księdza są skuteczniejszą reprymendą niż bliskość mamy. A tego nie ukrywajmy: reprymendy, niestety, być muszą. Któż z nas nie rozrabiał za młodu w kościele....

Prośba o inną dyskusję

Ks. Dunin-Borkowski pisze w swoim artykule: Homilia jest głoszona nie tylko do samych dzieci, ale także do dorosłych, którzy przecież też uczestniczą we mszy. Dobrze, gdy zasugeruje się w niej jakieś – wynikające z uczestnictwa w liturgii – zadanie dla całej rodziny. Pomysłów może być wiele – najprostszy to prośba, aby rodzice choćby przy niedzielnym wspólnym obiedzie wyjaśnili dzieciom jakiś fragment czytania lub kazania. Może ja żyję w jakimś innym świecie niż ks. Jacek, ale moim zdaniem do tego, by przy rosole, kotlecie mielonym (i skokach Małysza w telewizji!) rozmawiać o Liście do Rzymian czy Ewangelii św. Jana przygotowanych jest w Polsce jedynie garstka rodzin. A przy okazji chętnie zapytałbym księdza Jacka, czy podjąłby się zagajenia takich rozmów przy stole na plebanii... I zapytałbym jeszcze o książkę z kazaniami, które są jednocześnie dla dzieci i dla dorosłych. Kto taką książkę widział? Bo sam postulat brzmi imponująco. Jak większość postulatów…

Msza święta jest czymś absolutnie najważniejszym w życiu Kościoła. Jest centrum całej posługi duszpasterskiej. Bardzo trafne jest powiedzenie, że nasz stosunek do Mszy świętej świadczy o rzeczywistej relacji wobec Chrystusa. Dlatego bardzo niepokojący jest drastycznie mały udział młodzieży w niedzielnych Mszach świętych. Mówię to na podstawie przynajmniej warszawskich spostrzeżeń. I zgadzam się, że obserwujemy obecnie w wielu przypadkach niepokojące zjawiska na tzw. Mszach świętych dla dzieci. Wiele z nich wymienił ks. Jacek Dunin-Borkowski. Są one rozwiązaniem na krótką metę i w przyszłości mogą zaowocować jeszcze większym spadkiem udziału młodzieży, a potem dorosłych w niedzielnej Eucharystii.

Jest więc o czym rozmawiać. Chodzi mi jednak o to, by rozmawiać, uwzględniając wieloaspektowość problemu, bez emocji, złośliwości i denerwującej przesady, rozmawiać, zapraszając do dyskusji parafialnych duszpasterzy, siostry zakonne i świeckich i by wreszcie pokazać w tej dyskusji możliwości konkretnych realnych rozwiązań. Potrzeba w tej rozmowie udziału takich mądrych ludzi, którzy potrafią przebyć drogę najdłuższą: od mądrych rozpraw teologicznych, od których uginają się półki w bibliotekach, do rzeczywistości konkretnego kościoła parafialnego w miejscowości X czy Y. Samo żonglowanie pojęciami na papierze to drobiazg i dla wielu intelektualna przyjemność. Gdy z braćmi kapłanami wstajemy niekiedy z miękkich foteli, w których piliśmy kawę i narzekaliśmy, jakie to niedobre rzeczy dzieją się w duszpasterstwie, to zdarza się, że ktoś z nas powie z brutalnie szczerą autoironią: no to żeśmy poreformowali Kościół...

Jak dotrzeć do głębi ludzkiego serca?

poprzednia strona 1 2 3 4 5 następna strona

Liturgia

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?