Czytelnia
ks. Ireneusz Mroczkowski, Nowy feminizm w nauczaniu Jana Pawła II, WIĘŹ 1998 nr 1.
Jeśli więc Kościół nie widzi powodów, aby wstydzić się słowa „feminizm”, to jednocześnie znajduje wiele racji, aby mówić o prawdziwym i słusznym feminizmie. O takim feminizmie mówił Jan Paweł II już w 1980 r. w homilii do młodzieży, podczas Mszy św. odprawianej w Belo Horizonte w Brazylii. Przymiotnik „nowy” w odniesieniu od feminizmu nie tyle więc wskazuje na jakieś nowe nawrócenie Kościoła na feminizm, ale raczej przypomina konieczność integralnego ujęcia feminizmu. Ważne są też metody walki z grzechem antyfeminizmu. Nie mogą one przecież powodować następnych grzechów. Właśnie dlatego Jan Paweł II – oprócz przeciwstawiania się dyskryminacji kobiet – włącza w krąg „nowego” feminizmu rozpoznanie autentycznego geniuszu kobiety i wyrażenie go we wszystkich przejawach życia społecznego.
Najtrudniej jest – niektórym nurtom oświeceniowego feminizmu – wydobyć ów autentyczny geniusz kobiety. Pierwszą i bodaj najważniejszą przyczyną zaprzepaszczenia geniuszu kobiety jest rozejście się dróg wolności i religii. Feminizm, który w religii znajduje tylko źródło ucisku kobiet, wcześniej czy później musi odpowiedzieć na pytanie, dlaczego sam rozum i – w jego imię przeprowadzane – rewolucje nie doprowadziły do upragnionego celu? Czy to nie z powodu rozejścia się dróg wolności i religii, skutki rewolucji mściły się na samych rewolucjonistach? Czy człowiek czując się coraz mniej skrępowany regułami moralnymi, nie stawał się coraz bardziej bezbronny wobec własnych lęków: przed pustką, winą i śmiercią?
Jakkolwiek ostrożnie byśmy odpowiadali na powyższe pytania, musi zastanawiać powierzchowne traktowanie prawdy o kobiecie i mężczyźnie w kulturze feministycznej. Potrzeba równości przejawia się tu w agresji, a stosunek do mężczyzn przemienia się w walkę o panowanie. Mówi się o wyzwoleniu od „przymusu biologicznej reprodukcji”, a moralność feministyczna sankcjonuje rozwód, przerywanie ciąży i postawę antymacierzyńską.
Evdokimov widzi w tym skutek oddzielenia związku mężczyzny i kobiety od Boga. Bez takiego powiązania zjednoczenie męsko-kobiece rozpada się na męskość i kobiecość, które biegunowo przeciwstawione, zbliżają się i oddalają od siebie w odruchach atrakcji i repulsji. Kategoria komunii zostaje zastąpiona kategorią opozycji: „ja należę do mnie, a on należy do siebie”. Wynaturzenie obiektywnego odniesienia powoduje wzajemne uprzedmiotowienie. Odtąd komunia zostaje zerwana, zastąpiła ją relacja panów i niewolników.4
Prawdę o naturze kobiecości jest tym łatwiej zagubić, im mniej mówi się o prawdzie osoby. Zdumiewająca na przykład we współczesnej kulturze postmodernistycznej jest szczerość w przyznawaniu się do własnej niemocy duchowej, rywalizującej zresztą z kultem wartości witalnych. Konsekwencją takiego podejścia jest nie tyle odkrywanie prawdy o kobiecie, co jej tworzenie. Ta twórczość właściwie nie zna żadnych granic. To nie przypadkiem wielu współczesnych postmodernistów nawiązuje do niektórych tzw. mistrzów podejrzliwości. W miejsce osobowej podmiotowości człowieka, zaczęli oni mówić o agresji, pożądliwości i chciwości. Zamiast wolności, odpowiedzialności i miłości, w skrajnej literaturze feministycznej mówi się dzisiaj więcej o walce, agresji, dominacji.