Czytelnia
Inka Słodkowska, O czym w Polsce milczą kobiety „na świeczniku”, WIĘŹ 1993 nr 1.
Drogą, która do tego może zaprowadzić, nie jest jednak szlak wyznaczony po II wojnie światowej przez zachodnie feministki. Dużo z tego, co one zrobiły, będzie na pewno przydatne (jak niektóre rozwiązania prawne czy doświadczenie w budowaniu siatki kobiecej samopomocy), ale ze względu na to, że swą działalność zaczynały i prowadziły w zupełnie odmiennych warunkach, należy podążyć innym tropem. W pierwszym okresie powojennym kobiety na Zachodzie, nawet te najlepiej wykształcone i pracujące już wcześniej zawodowo, w większości wróciły do domów, by rodzić i wychowywać dzieci, dbać o życie rodzinne, a swą aktywność społeczną ograniczyły najczęściej tylko do najbliższego sąsiedztwa albo szkoły dzieci. Dzięki temu, jak się wydaje, wręcz naturalnemu zachowaniu kobiet w społeczeństwach zachodnich mogła odrodzić się nadwątlona przez wojnę tkanka społeczna, choć były i negatywne tego skutki, które następnie znalazły swój wyraz w ruchu feministycznym (aczkolwiek istnieją i takie dobrze argumentowane stanowiska, jak znanej amerykańskiej publicystki Barbary Ehrenreich, iż masowe wejście kobiet na rynek pracy uratowało w znacznej mierze zachodnią klasę średnią, ponieważ w sytuacji recesji gospodarczej niemożliwe byłoby uzyskanie niezbędnego jej dochodu bez drugiego, wnoszonego przez kobietę do rodziny, zarobku.3 Można tu jeszcze dodać, że ostatnie dane statystyczne wskazują na fakt, że dziś na Zachodzie bezrobociu wśród mężczyzn towarzyszy – zupełnie inaczej niż w naszym kraju – wzrost zatrudnienia kobiet.4
W Polsce natomiast kobiety po prostu nie mogły tak postąpić; nie tylko z tego względu, że komunistyczny system wezwał je do przymusowej często pracy poza domem, ale i z tego powodu, że gospodarka została pozbawiona wielu mężczyzn (którzy z jednej strony pozostali na emigracji, siedzieli w łagrach i więzieniach, a z drugiej – licznie zostali zatrudnieni w wojsku, milicji, bezpiece, organach partyjnych). Na rynku pracy musiały ich zastąpić kobiety. Jedna z radzieckich pisarek nazwała swój kraj po II wojnie światowej „statkiem wdów”. Podobnie można chyba określić i polskie społeczeństwo, które tym „statkiem wdów” popłynęło w zupełnie innym kierunku niż, w dużej mierze mające możliwość zregenerowania się po wojnie, narody Zachodu. To, co wytworzył u nas komunizm, pod wieloma względami przypomina „kulturę biedy” opisywaną przez antropologów m.in. na przykładzie Ameryki Łacińskiej.5 Jest to świat stałego niedoboru i nietrwałych więzi społecznych, gdzie na kobiety przede wszystkim spada ciężar utrzymania rodziny i domu, gdyż mężczyzna albo nie ma pracy, albo jest alkoholikiem czy inwalidą, albo odszedł, nie wiadomo gdzie, czy nie daje na dom pieniędzy, albo – w najlepszym przypadku – stara się zarabiać gdzieś daleko. Jest to świat, w którym obok alkoholizmu szerzy się przestępczość, wzrasta liczba samobójstw, bardzo łatwo rozpadają się więzi małżeńskie i rodzinne, spada poziom praktyk religijnych i samej religijności, która czasem przeradza się w neopogańskie bałwochwalstwo. Zarazem jest to świat, w którym tradycja decyduje o tym, że status mężczyzny jest nieporównywalnie wyższy od statusu kobiety, która zawsze będzie niżej opłacana na rynku pracy i gorzej traktowana w obrębie rodziny. (Mężczyźni i kobiety mają też całkowicie odrębne kręgi zawodowe i towarzyskie – to zjawisko rejestrowały także w Polsce badania socjologiczne, m.in. przeprowadzane w środowiskach małomiasteczkowych i robotniczych.)
poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 następna strona