Czytelnia

Kobieta

Inka Słodkowska, O czym w Polsce milczą kobiety „na świeczniku”, WIĘŹ 1993 nr 1.

Wszystkie wymienione wyżej niesprawiedliwości najmniej, rzecz jasna, dotykają kobiet „na świeczniku”. I może dlatego one tak mało mówią o potrzebie ich zmiany – a jeszcze mniej robią, chociaż niewątpliwie mają najwięcej ku temu możliwości. Czy naprawdę nie obchodzą ich te kobiety, którym gorzej w życiu się powiodło? Czy nie dostrzegają, że jedynie wów­czas, gdy głośno i uporczywie będą mówić o tych sprawach, staną się one problemami ważnymi i zrozumiałymi w skali społecznej? Czy zdają sobie sprawę, ile trzeba w tym celu zrobić? Zresztą najmniej tu chodzi o pozy­skanie odpowiednich funduszy. Dać pieniądze zawsze jest najłatwiej. Głównie potrzeba ich osobistego wysiłku, zaangażowania posiadanego przez nie społecznego prestiżu bądź znaczenia w inicjatywy, które by np. dały rzeszy szarych kobiet poczucie, że nie są same ze swymi problemami i trudnościami. Na początek można by pomyśleć o sieci kursów, dających kobietom wiedzę z zakresu prawa rodzinnego czy uprawnień pracowni­czych, albo o społecznych poradniach zdrowotnych (znam takie placówki na Zachodzie, prowadzone zwykle przez wolontariuszki z wyższych warstw społecznych, jak prawniczki czy lekarki). Nie sądzę, żeby wolno było w tym wypadku zasłaniać się brakiem czasu. Nie tak jeszcze dawno wiele z tych kobiet „na szczycie”, o których mowa, znajdowało czas na działania na rzecz pomocy internowanym czy uwięzionym. Dlaczego teraz nie mogłyby poświęcić części swego czasu wspieraniu kobiet, którym nie udało się tak jak im dojść „na szczyt”? (Zaskakujące jest to, że nawet samotne matki „ze szczytu”, jeśli już działają społecznie, to nigdy na rzecz innych, mniej fortunnych kobiet, co więcej - nie chcą o ich losie rozma­wiać.) A jak rozumieć to, że kobiety „ze świecznika” potrafią dziś zaanga­żować się w poparcie dla ruchu obrony praw ojców, są natomiast obojętne na łamanie praw matek? Dlaczego protestują przeciwko separa­cji, która dla niejednej wierzącej kobiety będzie ratunkiem przed brutal­nością i bezwzględnością męża? Jeśli taka postawa ma być wyrazem liberalnej wizji człowieka, który powinien dawać sobie sam radę i sobie tylko swój los taki nie inny zawdzięczać, to czemu walczą jednocześnie o przywileje, z których zresztą i tak większość Polek nie będzie w stanie skorzystać?

Nie umiem zatem powiedzieć, co kobiety „na szczycie”, należące do liberalnego skrzydła sceny politycznej w naszym kraju, dokonały dla reszty polskich kobiet, choć w tym duchu kreowany jest ich obraz w części mediów. Kiedy zapytałam o to rzeczniczkę sekcji praw kobiet jednej z naj­poważniejszych partii politycznych, dowiedziałam się, że jedyne, co zrobi­ły przez półtora roku istnienia, to wydawanie kolejnych oświadczeń przeciwko ustawie o zakazie aborcji. Skłonna jestem więc myśleć, że główna rola, jaką dla innych kobiet grają te z „lewego szczytu”, podobna jest do tej, która przypisana jest bohaterkom „Dynastii”: pobudzanie miłej zapewne świadomości, że są gdzieś na świecie kobiety piękne, boga­te, uwielbiane, obdarzone władzą i kroczące od sukcesu do sukcesu. Nie jestem jednak przekonana, czy to na pewno najlepszy wzorzec...

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 następna strona

Kobieta

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?