Czytelnia

Muzyka

Bohdan Pociej

O naturze muzyki w XX wieku

Choć z odejściem starego wieku nic się zazwyczaj w kulturze nie kończy ani też z nastaniem nowego nic się nie zaczyna, początek nowego wieku zachęca do różnych syntez, podsumowań, rekapitulacji. Jaka była zatem muzyka, powstająca w stuleciu, w którym człowiek został tak okrutnie doświadczony? Jaką spuściznę kompozytorską zostawia nam wiek XX? Na początek zaś pytanie skierowane do...samego siebie: o największego kompozytora minionego stulecia.

Z grona wybitnych postaci, jakie się tu zaraz nasuwają: Mahler, Debussy, Strauss, Ravel, Szymanowski, Strawiński, Bartók, Schönberg, Berg, Webern, Szostakowicz, Messiaen, Lutosławski, Panufnik — wybieram nie jedną, lecz dwie, najmocniej naznaczone kompozytorskim geniuszem: Gustawa Mahlera (1860-1911) i Arnolda Schönberga (1874-1951). Dlaczego właśnie ich? Mahlera — bowiem potęgą inwencji, siłą wyobraźni, głębią wyrazu, szerokością horyzontów metafizycznych zdaje się przerastać wszystkich kompozytorów, jacy przyjdą po nim. Schönberga — ponieważ wielkością talentu i mocą intuicji sprzęgniętej z intelektem, wykreował muzykę istotnie nową — w koncepcji, formie, ekspresji.

Mahlera z Schönbergiem — poprzez wszystkie różnice postaw i stylów — łączyło głębokie pokrewieństwo duchowe. Pierwszy z nich, genialny symfonik późnoromantyczny i proto-ekspresjonista, zarazem patronował Szkole Wiedeńskiej i wywarł głęboki wpływ na sławną trójcę jej kompozytorów: Schönberga, Berga, Weberna. Był twórcą z przełomu stuleci, ale jego dzieła najbardziej niezwykłe i oryginalne (Symfonie VIII i IX, Symfonia „Pieśń o ziemi”) powstawały już w wieku XX. Z całej muzyki napisanej w ubiegłym stuleciu, właśnie ta Mahlera (Symfonie — od Czwartej poczynając, cykle pieśni) i Schönberga („Pierrot lunaire”, „Mojżesz i Aron”, „Trio smyczkowe”) jest mi najbliższa, porusza, ekscytuje, daje do myślenia. Nigdy nie dość jej słuchać i ją zgłębiać.

Wyznam jednak, że ów cały wiek XX, w którym tyle najrozmaitszej muzyki powstawało, nie jest mi tak bliski, jak wieki go poprzedzające — XIX, XVIII, XVII. Mało znajduję w nim bowiem muzyki, o której mógłbym powiedzieć, że jestem w niej całkiem u siebie, zadomowiony, jak w muzyce Bacha, Mozarta, Beethovena, Schuberta, Chopina, Wagnera, Brahmsa, Monteverdiego, Schütza, Couperina, której nagrania mam stale pod ręką, podobnie jak ulubione książki.

Muzyka kompozytorów Szkoły Wiedeńskiej, którą po Mahlerze cenię najwyżej, nie jest już w tym znaczeniu „domowa”. Miałem wprawdzie i ja w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych ubiegłego wieku swój okres fascynacji nowością, nowatorstwem, awangardyzmem. Skąd zatem ten obecny dystans? Chyba stąd, że muzyka XX wieku, generalnie rzecz biorąc, utraciła ten zasadniczy walor, którym odznaczała się w wiekach uprzednich, a który nazywam — pełnią dzieła muzycznego.

1 2 3 4 5 6 następna strona

Muzyka

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?