Czytelnia

Katarzyna Jabłońska

ks. Andrzej Luter

Katarzyna Jabłońska, ks. Andrzej Luter

Obcy

Ksiądz

To prawda, że Milczenie LornyObywatel Milk bardzo się różnią — pierwszy opowiada o odkupieniu, drugi o transgresji, przekraczaniu granic społecznych i moralnych. Łączy je jednak przekonanie twórców, że człowiek jest wartością niczym diament, który ma stałą i oznaczoną cenę. Nie wszystko jednak, co proponują twórcy — zwłaszcza autorzy Obywatela Milka — mogę zaakceptować.

Gus Van Sant przedstawia historię Harveya Milka, autentycznego działacza na rzecz praw gejów i lesbijek, jednego z pierwszych amerykańskich polityków, który już w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku przyznał się publicznie do homoseksualizmu. Pochodził zresztą z San Francisco, czyli z serca kontrkultury i mekki hippisów, a także z centrum ruchu LGBT, grupującego społeczność lesbijek, gejów, bi- oraz transseksualistów. Genialna rola Seana Penna, kreującego tytułowego bohatera, to wartość filmu sama w sobie.

Kobieta

Penn jest rzeczywiście znakomity — ta miękkość ruchów, ta paniusiowata mimika. Jest w tym chwilami zabawny i autoironiczny, nigdy karykaturalny. Zewnętrznie mnie przekonuje, jednak trudno mi zbliżyć się do jego bohatera. I mam wrażenie, że to nie wina aktora, ale skrojenia tej postaci i w ogóle całego filmu w taki właśnie sposób.

Ksiądz

Właśnie tak! Gus Van Sant daje uproszczony, dwubiegunowy obraz świata. Z jednej strony mamy zaskorupiały, konserwatywny świat, reprezentowany przez irlandzkiego radnego, a więc zapewne katolika oraz fanatyczną piosenkarkę Anitę Birks, którzy chcą odmówić homoseksualistom podstawowych praw obywatelskich. Druga strona to prześladowani i sympatyczni geje walczący o swoje podstawowe prawa, przede wszystkim o prawo do „bycia sobą”. I tu Van Sant próbuje mnie moralnie szantażować — nie lubię takich chwytów.

Kobieta

Co konkretnie masz na myśli, Andrzeju, mówiąc o emocjonalnym szantażu?

Ksiądz

No wiesz, Kasiu, jeśli antagoniści środowiska gejowskiego to tylko i wyłącznie moralne potwory, hipokryci, a w przypadku irlandzkiego radnego sugeruje się wręcz, że swoim pryncypializmem maskuje on głęboko skrywane inklinacje homoseksualne, a geje to szlachetni rycerze walczący o tolerancję i uznanie — tak pięknie realizującej się — inności, to ja takich schematów nie akceptuję. Van Sant stosuje zresztą klasyczne sentymentalne tricki znane z filmów amerykańskich. Dlatego epatuje nas tak często długimi, emfatycznymi mowami Milka. Uznał zapewne, że w ten sposób przekona widza do racji gejów. Milk w końcu wygrywa wybory do lokalnego parlamentu, tylko za jaką cenę? I nie chodzi o to, że sam tragicznie ginie, bo ta śmierć w pewnym sensie potwierdza słuszność podjętej przez niego walki. Chodzi o metody. Pamiętasz zapewne jak Scott — pierwszy kochanek Milka — oddala się po jakimś czasie od swojego partnera, który porywa tłumy. Odchodzi, bo zarzuca Milkowi, że stał się częścią politycznego establishmentu. Milk krzyczy, nawołuje: ujawnijcie swoją tożsamość, zróbcie coming out, a będziecie wolni, szczęśliwi i prawdziwi. Jest w filmie mocna scena, kiedy Milk zmusza młodego chłopaka żeby w obecności wszystkich zadzwonił do ojca i wyjawił mu swój homoseksualizm. Scott po tym incydencie zarzuci Milkowi, że stosuje moralny szantaż i antycypuje wiele ludzkich dramatów. Takie zniuasnsowanie problemów należy tu jednak do rzadkości. Pozostaje, oczywiście, pytanie: czy Milk pragnąc wyzwolenia — tak jak on je pojmował — mógł postępować inaczej? Chyba nie. Penn zresztą doskonale prowadzi zagubienie swojego bohatera, który w pewnym momencie staje się wielkim manipulatorem, ale przecież w słusznej sprawie, jak sądził.

1 2 3 4 następna strona

Katarzyna Jabłońska

ks. Andrzej Luter

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?