Czytelnia

Katarzyna Jabłońska

ks. Andrzej Luter

Katarzyna Jabłońska, ks. Andrzej Luter, Obcy, WIĘŹ 2009 nr 3.

Kobieta

Sama też mam tu kłopot, z jednej strony rozumiem gniew manifestujących homoseksualistów, których próbuje się obarczać całym złem świata i traktuje jak pomiot szatana. Z drugiej jednak strony lęk budzi we mnie ten tłum, skandujący: spalmy włosy Anity Briks (nawet, jeśli jej pełne hipokryzji deklaracje o miłości wobec homoseksualistów mnie oburzają).

Nie tylko jednak na tym polega mój kłopot. Oto, stający na wiecu najpierw przed garstką osób, a potem przed tłumem bohater Van Santa, przedstawiając się zawsze powtarza ten sam tekst: Nazywam się Harvey Milk i chciałbym was zwerbować. W tym momencie nie mogę uchylić się od pytania, jak zareagowałabym na to wezwanie. A Ty, Andrzeju, dałbyś się zwerbować Milkowi?

Ksiądz

Przykro mi, ale psychologia tłumu jest mi całkowicie obca. Źle się czuję w tłumie. Czasami jest to wada, ale częściej zaleta. Nie dam się — mam nadzieję — uwieść żadnej ideologii, każdy „guru” budzi we mnie dystans i podejrzliwość. To nie przeszkadza jednak temu, że chciałbym zrozumieć dramat gejów, odrzucanych przez społeczeństwo, poddawanych — jak mówią — terrorowi nietolerancji, zranionych i upokarzanych. W filmie Van Santa jest poruszająca scena, kiedy jeden z radnych po podaniu ręki Harveyowi wyciera ją chusteczką. Ogromny strach przed zarażeniem czy fizyczne obrzydzenie do „innego”? Co by to nie było, jest przerażające.

Chociaz daleki jestem od wszelkiej homofobii, w Milku widzę przede wszystkim tłum, a nie dramat pojedynczego człowieka. A mnie ideologia nie interesuje, mnie ciekawi konkretny człowiek, także jego „inność”. Muszę jednak przyznać, że przypominając postać Harveya Milka walczącego o prawa człowieka, reżyser — może nieświadomie, może za dużo mu przypisuję — uświadomił mi na nowo, że ludzie nie są ukształtowani wedle jakiegoś powszechnego wzoru, bo takiego nie ma. Warto o tym pamiętać, także w konfesjonale, kiedy uklęknie przy nim gej pragnący pojednania z Bogiem.

Kobieta

Van Sant każe mi, osobie z zewnątrz, wejść w grupę, gdzie czuję się inna i obca, gdzie stanowię mniejszość. To pouczające doświadczenie i wartość filmu. Masz jednak rację, Andrzeju, że reżyser nie stwarza sposobności zbliżenia się do swoich bohaterów, poznania ich bardziej od wewnątrz. Dlatego bardziej cenię Tajemnicę Brokeback Mountain Anga Lee, Aimee i Jaguar Maxa Frbebcka czy Inne spojrzenia Kroly Makka. Te dwa ostanie filmy opowiadają — co w kinie zdecydowanie rzadsze — o kobiecym homoseksualizmie.

Ksiądz

Dodałbym tu jeszcze Kochanków z Marony Izabeli Cywińskiej według opowiadania Iwaszkiewicza. W tych filmach nie ma cienia ideologii, jest „tylko” człowiek w całym dramacie swojej egzystencji.

Van Sant zaś zrealizował film nade wszystko o gejowskiej ideologii, a każdej ideologii grozi totalitaryzm, poza tym jest ona śmiertelnie niebezpieczna dla sztuki. Wszystkie dzieła, które za temat obrały sobie ideę — choćby najszlachetniejszą ideę — a nie dramat człowieka uwikłanego w świat idei, giną w morzu filmowych produkcji. Prawdziwa sztuka musi być personalistyczna. Obywatela Milka nie da się jednak zakwalifikować jednoznacznie, wrażliwy widz znajdzie w tu kilka scen naprawdę przejmujących. Przygnębia zakończenie, kiedy na dokumentalnych zdjęciach oglądamy twarze autentycznych postaci, o których van Sant opowiada w swoim filmie. Nie osiągnęli wolności, o którą walczyli, bo chyba źle ją rozumieli. Większość z nich zmarła na AIDS, m.in. Scott. Dlatego nie akceptuję apoteozy takiego wyzwolenia, jaką zaserwował nam reżyser. Okazało się, że nie wystarczy coming out, żeby być wolnym. To za mało. Tak więc film Van Santa do pewnego stopnia broni się. Kiedy jednak stawiam obok niego Milczenie Lorny, w całej pełni ujawniają się jego niedostatki.

poprzednia strona 1 2 3 4 następna strona

Katarzyna Jabłońska

ks. Andrzej Luter

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?