Czytelnia

Historia

Polacy - Żydzi

Marcin Zaremba, Oni mordują nasze dzieci. Mit mordu rytualnego w powojennej Polsce, WIĘŹ 2007 nr 10.

W biuletynie Cenzura zamieściła także fragmenty listów polskich Żydów. Tematem wszystkich jest strach. Przytoczona powyżej korespondencja ułatwia zrozumienie, co go wywoływało, odsłania kulisy antyżydowskiej trwogi.

Kim byli nadawcy opowieści o mordzie rytualnym? Nie jest łatwo odpowiedzieć na to pytanie; wszyscy słabo lub bardzo słabo znali język polski w piśmie, co pozwala wnosić, że ukończyli najwyżej kilka klas szkoły powszechnej. Wszyscy też bez cienia wahania wierzyli, że Żydzi zabijają polskie dzieci. Żaden z autorów listu nie użył zwrotu „jakoby”, „rzekomo”, „mówi się, że”, słowem — nie podał w wątpliwość tej informacji. Autor drugiego listu, jedyny na pewno czytający prasę, spotkał się z poglądami kwestionującymi autentyczność mordu rytualnego, o czym może świadczyć zdanie: „teraz już nikt nie zaprzeczy”, wszelako — jak widać — nawet lektura nie była w stanie zmienić jego poglądów. Jednak tylko jedna osoba miała mgliste wyobrażenie o motywach morderstwa. Dla niej sens zabijania nie był rytualny, lecz — powiedzmy — wzmacniający. Krew dzieci miała być rzekomo przeznaczona dla Żydów osłabionych pobytem w hitlerowskich obozach.

Jeśli wszyscy ci ludzie rzeczywiście wierzyli, że dzieci są porywane i następnie mordowane, to, czym dla nich był sam pogrom? W ich odczuciu zapewne aktem zemsty, ale być może także naturalnym odruchem zapewniania bezpieczeństwa najmłodszym, którym zagraża śmiertelne niebezpieczeństwo z rąk „Żydów-krwiopijców”. Innymi słowy, społeczna tolerancja dla użycia przemocy wobec Żydów mogła wynikać z faktu społecznego, jakim była wiara, że z ich strony grozi dzieciom cierpienie i śmierć. Paradoksalnie, w ten sposób troska o nie łączyłaby się z nienawiścią etniczną i być może właśnie to połączenie spowodowało, że siła niekontrolowanej agresji skierowanej wobec Żydów była tak wielka.

Na marginesie: społeczny mandat dla użycia przemocy wobec ludności żydowskiej nie wynikał tylko z tego, że część Polaków wierzyła, że Żydzi mordują im dzieci. Kluczową sprawą dla zrozumienia genezy i przebiegu wszystkich powojennych pogromów był udział w nich milicji i wojska. Jak zwracają uwagę psychologowie społeczni, użycie przemocy przez uprawnione do tego, oficjalne formacje i instytucje zwykle jest uważane przez ludzi za prawomocne38. Dlatego udział mundurowych w pogromie zachęcał do współuczestnictwa, a nawet najbardziej odrażające akty przemocy z ich strony podczas pogromów krakowskiego i kieleckiego zyskiwały społeczną akceptację, a nawet aplauz.

Pocztą, telefonicznie, z ust do ust

Przytoczone listy mówią nam, jak przebiegała transmisja „świętej prawdy” mitu. Pocztą, ale także drogą ustną szybko stała się prawdą nieomal ogólnopolską. Latem i jesienią 1945 r. Polacy przemieszczali się jak nigdy wcześniej w swojej historii. Na dworcach kolejowych koczowały tysiące ludzi, pociągi były zapchane do granic możliwości. Do masowych interakcji dochodziło także na popularnych wówczas placach i halach targowych takich jak krakowska Tandeta, plac Grunwaldzki we Wrocławiu, targowiska przy ulicy Lubartowskiej i Świętoduskiej w Lublinie, warszawskie hale. W tych warunkach „zarażenie” mitem mogło postępować błyskawicznie. Per analogiam możemy przypuszczać, że swój udział mieli w tym również niektórzy milicjanci. Bezpośrednio po pogromie krakowskim do „prób wywołania rozruchów” doszło w Dębicy, Miechowie, Słomnikach, Wieliczce, Nowym Targu, Tarnowie i w Zakopanem39. Praktycznie cała Galicja została „zainfekowana”.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 następna strona

Historia

Polacy - Żydzi

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?