Czytelnia

Polacy - Niemcy

Piotr Buras, Pamięć jako racja stanu. Niemiecka debata o stosunku do Holocaustu, WIĘŹ 1999 nr 4.

Teza o destrukcji niemieckiej dumy narodowej przez nazizm i swoistej Stunde Null (Godzinie Zero) w sferze świadomości jest z pewnością trafna. Pomija jednak konstytutywny wpływ klęski Trzeciej Rzeszy na formowanie się powojennej tożsamości Niemców. Najważniejsze instytucje prawno-państwowe Republiki Federalnej, stanowiące podwalinę owego „patriotyzmu konstytucyjnego”, były – jak pisali o tym Martin i Sylvia Greiffenhagen w swoim fundamentalnym dziele o niemieckiej kulturze politycznej – świadomą reakcją na doświadczenie narodowego socjalizmu i Oświęcimia. Auschwitz, by powrócić do głównego wątku tych rozważań, stał się, zdaniem berlińskiego historyka Heinricha Augusta Winklera, negatywnym symbolem nowej, „postnarodowej” tożsamości Niemców zachodnich. Najdobitniej wpływ Holocaustu na ukształtowanie oblicza RFN wykazał szef działu zagranicznego „Süddeutsche Zeitung”, Josef Joffe, który w polemice z Walserem, zatytułowanej „Pamięć jako racja stanu”, pisał: Także pozytywna tożsamość dzisiejszych Niemiec, znajdujących się w najszczęśliwszym okresie swojej dwudziestowiecznej historii, ma korzenie w tamtej zbrodni przeciw ludzkości. Dlaczego? Lista przykładów nie ma końca. Konstytucja? Nigdy więcej Weimaru. Prawo o obywatelstwie? Nigdy więcej jak za nazistów. Prawa człowieka? Wówczas je podeptano, teraz są nienaruszalne. Wolność prasy? Oczywiście jako bastion przeciwko totalitaryzmowi. Joffe konstatował: Pamięć, skrucha i odpowiedzialność są częścią naszej niepisanej konstytucji. (...) Stały się one wręcz elementem naszej raison d’état.

Przemówienie Martina Walsera zostało przez wielu odebrane jako próba podważenia tych właśnie nie kwestionowanych dotąd otwarcie moralnych aksjomatów. Opowiadając się za „prywatyzacją” sumienia, mówił Walser o rzeczach, jak mogłoby się zdawać, oczywistych i nie podlegających dyskusji. Ale nie w Niemczech. Tak jak teza o „kolektywnej winie” uważana jest powszechnie za hasło krzywdzące i oskarżycielskie, to „kolektywna pamięć” o Holocauście należy do katalogu podstawowych wartości społeczeństwa niemieckiego. Zgoda na to, by stała się ona subiektywnym odczuciem każdego z osobna, oznacza akceptację jej powolnej erozji i relatywizacji. Przyjdzie czas – pisał Robert Leicht – że żaden Niemiec nie będzie już osobiście ponosił winy za zbrodnie okresu hitlerowskiego. Ale wszyscy będą musieli na swój sposób ponosić za nie odpowiedzialność i odpowiednio obchodzić się z ich dziedzictwem. Sami będą natomiast winni, jeśli tej odpowiedzialności i zadośćuczynieniu nie podołają. Dlatego, dodaje publicysta „Die Zeit”, nasza subiektywna wytrzymałość nie może stanowić miary, według której wybierać będziemy sobie my i nasi potomni te rozdziały naszej historii, z którymi chcemy mieć do czynienia. W chwili, gdy Auschwitz stał się częścią okaleczonej niemieckiej tożsamości, pamięć o nim przestała być sprawą indywidualną i stała się ogólnonarodowym wyzwaniem. Walser nie miał na celu wymazania Auschwitz z pamięci. Nie chciał także odkreślania przeszłości osławioną „grubą kreską” – przyznaje Klaus Harpprecht w styczniowym numerze „Die Neue Gesellschaft. Frankfurter Hefte”. Stwierdził jednak, że nie może już więcej znieść publicznej pamięci o Oświęcimiu (...) Ale tamta katastrofa jest faktem, który funkcjonuje w naszej świadomości i nie pozbędziemy się go, niezależnie od tego, czy nam to odpowiada, czy nie. György Konrad zastanawiał się natomiast na łamach „Die Zeit”: Kogo bał się Walser, kiedy odwracał oczy [od filmów o Holocauście]?

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 następna strona

Polacy - Niemcy

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?