Czytelnia

ks. Andrzej Draguła

ks. Andrzej Draguła

Pan Bóg symulowany
Przyczynek do teologii cyberświata

Dyskusja na temat e-duszp@sterstwa, jaka odbyła się blisko już przed rokiem w Lublinie w ramach Tygodnia Społecznego zorganizowanego przez studentów socjologii KUL, pozostawiła we mnie zasadniczy niedosyt.* Tak wśród samych uczestników panelu, jak wśród osób, które dołączyły do dyskusji z sali, przeważał zachwyt nad komunikacyjnymi zaletami internetu i wzajemne nawoływanie się do intensyfikacji działań na polu wirtualnego duszpasterstwa. Mniej było prób teologicznej refleksji nad internetem poddanej metodologicznym wymogom.

Genetycznie neutralny

Liczne wypowiedzi obecnych w Lublinie internautów, którzy próbują realizować duszpasterstwo w sieci, uświadomiły mi po raz kolejny, że w tym przypadku praktyka zasadniczo wyprzedziła teorię. Z jednej strony jest to fakt niezwykle radosny, bo pozwala mieć nadzieję, że w przypadku internetu Kościół nie popełni – tak to trzeba chyba powiedzieć – błędu, jakim był dystans do telewizji w początkowym okresie jej istnienia. Przekonanie o jarmarcznej proweniencji filmu i telewizji przez długie bowiem lata skutecznie hamowało inicjatywy prowadzące do wprzęgnięcia tych nowych środków do ewangelizacji. Trudno było wyzbyć się Kościołowi przekonania, że – jak napisał Krzysztof Zanussi - natura środków audiowizualnych czyni je bardziej użytecznymi do zgorszenia niż do zbudowania.1 Skutki takiego stosunku Kościoła do sztuki filmowej dosadnie podsumował Federico Fellini, który powiedział, że wtedy, gdy kino powstało, Kościół uznał je za dzieło szatana, gdy zaś w końcu Kościół odkrył, że kino jest dobrym wynalazkiem – ono rzeczywiście dziełem szatana już się stało.

Zdaje się, że z internetem jest zupełnie inaczej. Wystarczy tylko spojrzeć na polski teren, by sobie uświadomić wielość i różnorodność stron religijnych, zarówno tych w skali mikro – parafii, wspólnot, różnych oddolnych inicjatyw, jak i makro – że wspomnę Opokę, Mateusza czy portal Jezus. Podobnie jest gdzie indziej. Oficjalne i nieoficjalne strony kościelne rosną jak przysłowiowe grzyby po deszczu. Księża mają swoje domowe strony i duszpasterzują on-line. Dziś pewno trudno byłoby już sobie wyobrazić całą obsługę informacyjną i organizacyjną Wielkiego Jubileuszu czy Światowych Dni Młodych bez internetu. Abp John Foley mówi wręcz o eksplozji wykorzystania internetu w całym Kościele, do jakiej doszło w roku 2000.2 Na poły sensacyjną była też informacja, iż sam Papież Jan Paweł II użył ostatnio internetu, wysyłając za jego pomocą posynodalną adhortację poświęconą Kosciołowi w Oceanii.

Szacunkowe dane mówią, że religia obok – przepraszam za sąsiedztwo – pornografii dominuje w sieci.3 Sąsiedztwo to dowodzi, że internet jest genetycznie neutralny i jednakowo dobrze służyć może zgorszeniu, jak i zbudowaniu. To metodologiczne założenie, likwidujące wszystkie przed-sądy, jest dla dalszej refleksji bardzo ważne. Nie trzeba jej bowiem – jak to się stało ze sztukami audiowizualnymi i jak to się wciąż dzieje z muzyką rockową – rozpoczynać od egzorcyzmowania. Internet jest instrumentem, neutralnym instrumentem, którego wykorzystanie zależy od tego, kto go weźmie do ręki.

Ku teologii cyberświata

1 2 3 4 5 6 następna strona

ks. Andrzej Draguła

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?