Czytelnia

Józef Majewski

Józef Majewski, Papieska rewolucja, WIĘŹ 2001 nr 6.

Abp. Quinna szczególnie zastanawia, dlaczego członkami synodu muszą być pracownicy kurii rzymskiej, zazwyczaj nie znający sytuacji i problemów Kościołów „synodalnych”. Sądzi on, że Ich członkostwo służy tylko umocnieniu idei, że kuria nie jest narzędziem podporządkowanym papieżowi i episkopatowi, ale ciałem koordynującym, tertium quid pomiędzy papieżem i biskupami. Autor podaje przykład z Synodu Biskupów dla Azji (wiosna 1998 r.): pewien wysoki urzędnik kurialny miał instruować biskupów, przygotowujących propozycje do dokumentu końcowego, aby nie posługiwali się słowem „pomocniczość”. Jest to przykład eklezjologii – konkluduje autor książki – według której kuria może określać, co biskupi mogą mówić papieżowi nawet na synodzie, eklezjologii przypominającej maksymalistyczne stanowisko Soboru Watykańskiego I. W tym kontekście abp. Quinna nie dziwi fakt, że podczas tego samego synodu końcowy raport z przemówień Ojców synodalnych został opublikowany przez kurię... na pięć dni przed zakończeniem tury przemówień! Znacząco wyglądają też losy propozycji biskupów do końcowego dokumentu synodu. Mogą one być omawiane tylko w małych grupach roboczych i nie istnieją przewidziane trybem możliwości otwartej nad nimi debaty wobec pełnego zgromadzenia synodu. Sam dokument jest publikowany nawet rok po zakończeniu obrad.

Zdziwienie abp. Quinna rodzi też fakt, że Synody – np. Azji, Ameryk, Afryki czy Oceanii – odbywają się w Rzymie. Podkreśla to – uważa autor – centralistyczne pojmowanie znaczenia kurii rzymskiej, a osłabia doktrynalną prawdę o pełnym eklezjalnym charakterze Kościołów lokalnych.

Podobne krytyczne słowo kieruje autor „Reformy papiestwa” pod adresem dotychczasowych procedur wyboru biskupów. Proces selekcji biskupów – czytamy w książce – ma wielkie znaczenie ekumeniczne. Wystarczy wspomnieć choćby o tym, że w Kościołach protestanckich przy wyborze biskupa istotną rolę odgrywa kler i laikat. Także w prawosławiu w wyborze biskupów w poważnej mierze partycypują księża i świeccy. Tymczasem chociaż obowiązujące od 1972 r. w Kościele katolickim procedury selekcji kandydatów do stanu biskupiego w jakiejś mierze postulują konsultowanie się na poziomie lokalnym księży, osób zakonnych i laikatu, to w istocie rzeczy centralną i najważniejszą – w gruncie rzeczy, stwierdza arcybiskup, poza jakąkolwiek kontrolą – rolę w tym procesie odgrywa przedstawiciel Watykanu (nuncjusz albo delegat apostolski), a ostateczną decyzję podejmuje sam papież. W praktyce rola księży jest znikoma, a świeckich właściwie żadna. Zdarza się, że niewielkie znaczenie ma tu nawet najwyższa lokalna hierarchia. Tak właśnie było – podkreśla autor książki – z głośną sprawą następcy kard. Franza Königa na stolicy arcybiskupiej we Wiedniu: Watykan przy wyborze nowego kandydata miał nie pytać o radę odchodzącego na emeryturę kardynała. Więcej, okazało się, że nie konsultowano się nawet z władzami zakonu benedyktynów, z którego pochodził nowy arcybiskup. Temu zaś doradzono, aby nie informował o nominacji swoich przełożonych3. Abp Quinn podkreśla, że praktyczne nieprawidłowości i poważne problemy – czasami mające wymiar skandalu i zgorszenia – z wyborem biskupów, niestety, zdarzają się częściej.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 następna strona

Józef Majewski

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?