Czytelnia

Dialog chrześcijańsko-żydowski

Cezary Gawryś

Cezary Gawryś, Patrząc na Jerozolimę, WIĘŹ 2000 nr 8.

„To było powszechne uniesienie” – powiedziała mi przez telefon moja znajoma z Hajfy. A pewien kierowca autobusów dowożący młodych pielgrzymów nad Jezioro Galilejskie, Żyd z Maroka, nie mający pojęcia nie tylko o Polsce, ale o Europie, powiedział Halinie Birenbaum: „Czułem, jakby to był mój ojciec”.

*

Kiedy płynęliśmy drewnianą łodzią, o zachodzie słońca, przez falujące od wiatru Jezioro Galilejskie, i wszyscy rozeszli się po pokładzie, poddając się nastrojowi chwili, nie kto inny tylko towarzyszący nam Aharon Tamir, Żyd z Izraela, zapytał, czy nie chcielibyśmy się pomodlić. Wyłączono motor i kiedy łódź w zupełnej ciszy kołysała się na falach na środku jeziora, my wzięliśmy się za ręce i odmówiliśmy wspólnie Ojcze Nasz. A potem jeszcze odśpiewaliśmy po hebrajsku „Hevenu shalom alehem”...


Niepowtarzalny smak miała krótka wizyta w Hajfie. W sanktuarium Stella Maris, malowniczo położonym na Górze Karmel nad Morzem Śródziemnym, uobecnia się symbolicznie więź między Starym i Nowym Testamentem – czczeni są tu bowiem równocześnie prorok Eliasz (w dolnej grocie) i Matka Jezusa. Prorok Eliasz jest mi bardzo bliski, z powodu jakże ludzkiego oporu, jaki stawiał miłosiernemu dla grzeszników Bogu, a nade wszystko ze względu na jego mistyczne doświadczenie na Górze Horeb, kiedy to rozpoznał obecność Boga nie w gwałtownym wichrze, nie w ogniu i trzęsieniu ziemi, lecz – w delikatnym powiewie. Bóg jest czuły i delikatny.

Świątynią na Górze Karmel opiekują się ojcowie karmelici, do których należał zmarły niedawno w opinii świętości o. Daniel Rufeisen, Żyd z Polski, niezwykle barwna i dramatyczna postać. Poznałem go osobiście w 1995 roku, goszcząc wraz ze Zbyszkiem Nosowskim w jego domu w Hajfie. Uratowany z Zagłady, przyjął chrzest i wstąpił do zakonu. Już jako kapłan postanowił wyjechać do Izraela. Tu przez lata odmawiano mu jako księdzu katolickiemu prawa do obywatelstwa. Próbował odtworzyć Kościół Hebrajski, a więc wspólnotę Żydów-chrześcijan, na wzór pierwszego jerozolimskiego Kościoła-Matki, którego biskupem był najpierw św. Jakub Starszy, potem św. Jakub Młodszy, a który zaginął wraz z wygnaniem Żydów z Palestyny przez Rzymian. Agnieszka opowiedziała nam poruszającą historię z ostatnich dni życia ojca Daniela. Otóż zmarł w Tel Awiwie pewien człowiek, obywatel polski, kloszard-alkoholik. Zawiadomiona o tym fakcie Ambasada Polska odszukała w naszym kraju rodzinę zmarłego, ale ci oświadczyli, że nic ich to nie obchodzi. Trzeba więc było jakoś zorganizować pochówek. „Specjalistą” od godnego chowania chrześcijan zmarłych w Izraelu był od lat właśnie o. Daniel Rufeisen. Ambasada sfinansowała zakup trumny i miejsca na cmentarzu, ale nie starczyło już pieniędzy na opłacenie grabarzy – tej roli podjęli się więc Piotr Puchta, sekretarz Ambasady, i ojciec Daniel. W trakcie spuszczania trumny sędziwy karmelita zachwiał się i wpadł do grobu. Po czterech dniach od tego wypadku o. Daniel zmarł. Będąc w kibucu Lochamei Hagetaot, widzieliśmy w tamtejszej księgarni świeżo wydaną w Izraelu książkę o życiu i działalności o. Daniela Rufeisena. A więc w końcu jakoś został w swojej ojczyźnie zaakceptowany.


Chwile autentycznego polsko-izraelskiego zbratania przeżyliśmy na koniec w domu Haliny i Henryka Birenbaumów w Herzliji pod Tel Awiwem. Halina, znana izraelska pisarka pisząca po polsku, więźniarka Majdanka i Oświęcimia, autorka wielokrotnie wznawianej w Polsce i tłumaczonej na inne języki (ostatnio nawet na japoński) wstrząsającej i pięknej autobiografii „Nadzieja umiera ostatnia”, i kilku innych książek – napisała specjalnie dla „Więzi” tekst o pielgrzymce Papieża. Kiedy dowiedziała się, że będziemy w jej kraju, zaprosiła całą naszą 32-osobową grupę do swego domu.

Zjawiliśmy się w Herzliji ostatniego wieczoru naszej podróży, właściwie już niemal o północy. Halina i Henryk przyjęli nas ze staropolską (a może właśnie izraelską?) gościnnością. Zasiedliśmy wszyscy wygodnie, a na stole pojawiły się różne przysmaki, doskonałe wino i pyszna, zmrożona cytrynówka.

W trakcie biesiady Halina opowiedziała nam o swoich spotkaniach z grupami izraelskiej młodzieży, którym towarzyszy często w podróżach do Polski – odwiedza wraz z nimi Warszawę, Treblinkę, Majdanek, Oświęcim, dzieląc się prawdą o tragicznych przeżyciach czasu wojny. „Powiedz nam, czy to prawda, że wszyscy Polacy to antysemici?” – pytają niekiedy izraelscy chłopcy i dziewczęta. „Zobaczcie, ilu mam w Polsce przyjaciół” – odpowiada na to Halina. Jej świadectwo jednak nie wszystkim w Izraelu się podoba– są tu także nacjonaliści, którzy uważają inne narody za coś gorszego od Żydów i którym zależy na podsycaniu niechęci do Polaków.

Temu, co mówiła Halina, przysłuchiwał się z uwagą Aharon Tamir, który zawsze starał się nam towarzyszyć w ważniejszych chwilach. I on z kolei zabrał głos. Dziękował nam wszystkim, ale w szczególny sposób dziękował Agnieszce Magdziak-Miszewskiej – za ich współpracę od trzech lat (Agnieszka była w tym czasie doradcą premiera Buzka), która zaowocowała zmianą koncepcji Marszu Żywych i stopniowym otwieraniem go na udział Polaków, zwłaszcza polskiej młodzieży. Agnieszka odpowiedziała, dziękując za dobrą współpracę Aharonowi Tamirowi: „Jestem świadoma, że panu przyszło przełamywać po swojej stronie o wiele większe trudności i opory, niż mnie po stronie polskiej”.

Oto przykład, pomyślałem sobie w duchu, jak dobre owoce przynosi postawa, do jakiej zachęca nas Jan Paweł II – aby zawsze starać się walczyć „o coś”, a nigdy nie walczyć „z kimś”.

Jeśli istotnie w dialogu polsko-żydowskim najbardziej liczą się dziś spotkania człowieka z człowiekiem, to nasza podróż-pielgrzymka do Ziemi Świętej-Izraela z pewnością także i pod tym względem miała sens.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 9

Dialog chrześcijańsko-żydowski

Cezary Gawryś

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?