Czytelnia

Katarzyna Jabłońska

Katarzyna Jabłońska, Perski dywan, WIĘŹ 2001 nr 9.

„Czas pijanych koni” został opowiedziany bez cienia sentymentalizmu, ale z niezwykłą czułością. Ascetyczny, dokumentalny styl przydaje obrazowi intensywności, pozwala również podejść bardzo blisko bohaterów. Ich ból naprawdę nas boli. Boli nas też nasza bezradność, oto bowiem twórcom filmu udaje się sprawić, że znajdujemy się sytuacji, którą opisała św. Edyta Stein: Musimy się nauczyć także i to znosić, że ktoś dźwiga swój krzyż, a my nie możemy mu ulżyć, co jest często trudniejsze niż cierpieć samemu.

Film Kiarostamiego także w pewnym sensie trudno wytrzymać, ale z zupełnie innych powodów. Tego filmu nie da się opowiedzieć, podobnie jak trudno opowiedzieć wzór perskiego dywanu. Nie można opowiedzieć barw ogromnych falujących łanów zbóż, koloru drzew, łąk i skał. Kadry tego filmu pełne są powietrza nieba, ziemi i niezwykłego światła. Nie są to jednak śliczne pocztówki, raczej obrazy nasycone taką intensywnością, jak płótna van Gogha.

„Uniesie nas wiatr” to kino kontemplacyjne w najgłębszym znaczeniu tego słowa. Kiarostami chce, byśmy po prostu patrzyli, zobaczyli to nieprawdopodobne piękno, które także dla nas sfotografował. Artysta zdaje się mówić: stań i patrz! Pozwól, aby uniósł cię wiatr, zamieszkaj w pięknie, poddaj się tej harmonii, która emanuje z natury. To niesłychanie kuszące, ale też niesłychanie trudne. Chcąc odpowiedzieć na taką propozycję trzeba bowiem wyłączyć w nas samych tę funkcję, która przymusza nas do nieustannego działania. My przecież zazwyczaj jesteśmy w akcji, a tu nie ma akcji – tu jest bycie. To, co proponuje Kiarostami, jest nie tylko trudne, ale też irytujące, bo coś jednak powinno się dziać – kino to akcja. I dzieje się, ale inaczej. To „dzianie się” rodzi się z biernego na pozór patrzenia – podobnie jak w kontemplacji. W złotych łanach zbóż, zielonych łąkach, świetle zapisana jest opowieść, bardzo szczególna i niezwykła. Trzeba cierpliwości, żeby ją odczytać.

Filmu Kiarostamiego nie ogląda się łatwo, zwłaszcza po raz pierwszy. Momentami wręcz drażni. Budzi podejrzenie, że oto sławny reżyser kpi sobie z nas. Do znudzenia powtarza tę samą scenę: główny bohater musi swoim samochodem wspinać się wciąż na ten sam pagórek, żeby móc porozmawiać przez telefon komórkowy. Ekipa filmowa, przybyła z Teheranu, w nieskończoność czeka na zdarzenie, które pozwoli wreszcie rozpocząć pracę. Kobieta parzy herbatę, inna właśnie urodziła kolejne dziecko i rozwiesza pranie, bo – jak mówi – ma dużo roboty. Chłopiec przynosi chleb i idzie do szkoły, która traktuje bardzo serio, mężczyzna kopie dół... W tej oddalonej od świata wiosce spotkać można przede wszystkim zajętych powszednimi czynnościami kobiety, starców i dzieci – mężczyźni pracują w polu. Dzieje się niewiele, a my czekamy, żeby coś się wreszcie wydarzyło. I rzeczywiście coś się wydarza, choć być może w inny sposób, niż byśmy sądzili i oczekiwali.

Wewnętrzne życie życia

W tym szaleństwie, do którego ucieka się Kiarostami w „Uniesie nas wiatr”, jest metoda. Pozwala mu ono opowiedzieć utajone, wewnętrzne życie życia. Artysta nie tylko je opowiada, ale ćwiczy na nas, widzach, jego mechanizmy, podobnie zresztą jak czyni to samo życie, które bywa irytująco monotonne, a jednocześnie pełne tajemniczych zakamarków i niespodzianek.

poprzednia strona 1 2 3 następna strona

Katarzyna Jabłońska

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?