Czytelnia

Teologia teatru

ks. Andrzej Luter

ks. Andrzej Luter, Piekło, niebo i ?Anioły w Ameryce?, WIĘŹ 2007 nr 5.

Konwencja katechezy głoszonej w ramach rekolekcji, jaką jest ten tekst, ma swoje wymogi i zadania do spełnienia, zwalnia mnie zaś z obowiązku krytycznej analizy sztuki, reżyserii i aktorstwa. Na boku pozostawiam polityczne i etniczne aspekty spektaklu, choć mówiąc o tym przedstawieniu nie sposób je zupełnie pominąć. Spojrzę na „Anioły w Ameryce” z perspektywy chrześcijańskiej dychotomii: piekła i nieba. Jak spotykają się te dwa eschatologiczne wymiary, wyznaczające sens ludzkiej egzystencji, w życiu kilku bohaterów Kushnera i Warlikowskiego? A więc Roy M. Cohn (Andrzej Chyra), wzięty nowojorski prawnik, a prywatnie wpływowa szara eminencja. Cyniczny i zdegenerowany adwokat, gej ukrywający swoją tożsamość seksualną pod maską werbalnej pogardy dla homoseksualistów, co ma go chronić przed kompromitacją społeczną i zawodową. Chory na AIDS, mówi wszystkim, że ma raka wątroby. Postać Roya nawiązuje do autentycznego prawnika Roya Cohna, który wsławił się manipulacjami w procesach m.in. małżeństwa Rosenbergów w czasach tzw. mccarthyzmu. W sztuce Kushnera potraktowany został jednak bardzo swobodnie, jako wytwór fantazji autora. Dalej: Joseph Porter Pitt (Maciej Stuhr), pierwszy asystent sędziego Teodora Wilsona w Drugim Okręgu Federalnego Sądu Apelacyjnego, mormon, konserwatysta, kryptogej, karierowicz. Jego matka, Hannah (Stanisława Celińska), utrzymująca się z wojskowej renty po zmarłym mężu, wreszcie para homoseksualistów wspomniany już Louis (Jacek Poniedziałek), wklepywacz tekstów i — przede wszystkim — Prior Walter (Tomasz Tyndyk), projektant wnętrz, kluczowa postać sztuki, do niego bowiem przybywa Anioł, namaszczając go niejako na proroka.

Piekło Roya Cohna

Roy Cohn to diabeł wcielony, upadły anioł, który staje się u Warlikowskiego symbolem zła i zepsucia. Król życia, jako cyniczny prawnik potrafi manipulować losem innych ludzi, którymi w istocie gardzi. Bo prawnicy są Wielkimi Kapłanami Ameryki. Tylko my znamy słowa, które stworzyły Amerykę. Z powietrza. Tylko my znamy siłę Słów. Prawo: to jedyny klub, do którego kiedykolwiek chciałem należeć. I prędzej umrę, niż zdążą mnie z niego wyrzucić. Wydaje dyspozycje pracownikom, szydzi z klientów, jest wulgarny i brutalny. Może decydować o przyszłości innych — wystarczy tylko telefon do Departamentu Sprawiedliwości. Jego filozofia życia wyraża się w słowach skierowanych do Josepha: Widzisz, Joe, świat według mnie jest burzą piaskową w kosmosie, składa się z odłamków szkła. Odczuwasz czasem coś takiego? Masz czasem takie dni?. Świat zatem jest bezwzględny: rani, kaleczy do krwi, trzeba się bronić za wszelką cenę i żyć, nie uznając jakichkolwiek norm. Obowiązuje małoduszność, nienawiść, okrucieństwo, bezdenna pycha i w konsekwencji zupełna obojętność. Oficjalnie zasady się liczą. Roy mówi, że je szanuje i, choć nie jest religijny, lubi Boga, bo przecież Bóg lubi jego. Cynizm Cohna oddaje jednak prawdę chrześcijaństwa, dla niektórych tak trudną do zaakceptowania, przerażający jest bowiem ten szacunek Boga wobec człowieka; Boga, który dozwolił człowiekowi nawet na czynienie zła i przyznał mu prawo istnienia, nawet w takich okolicznościach. Chrześcijanin interpretuje ten pozorny paradoks w perspektywie wcielenia Chrystusa i w perspektywie Krzyża.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 następna strona

Teologia teatru

ks. Andrzej Luter

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?