Czytelnia

Teologia teatru

ks. Andrzej Luter

ks. Andrzej Luter, Piekło, niebo i ?Anioły w Ameryce?, WIĘŹ 2007 nr 5.

W szatańskiej wizji świata Roya Cohna liczy się zdegenerowany pragmatyzm. Wykończył Ethel Rosenberg w procesie o zdradę kraju. Była bliska dożywocia za szpiegostwo, a on zrobił wszystko, żeby ją posadzić na krześle elektrycznym. Ja. Ja to zrobiłem. (...) Dlaczego? Bo (...) nienawidzę zdrajców. (...) Gdyby nie ja, Ethel, żyłaby do dziś i prowadziła rubrykę porad życiowych w jakimś kobiecym piśmie. Ale nie żyje. Ponieważ podczas procesu robiłem to, w czym jestem najlepszy — wisiałem na telefonie i rozmawiałem z sędzią. (...) To nie było legalne? J...ć legalne. Czy jestem miłym człowiekiem? J...ć miłym. (...). Roy w obliczu śmierci broni swojego życia. Zwija się z bólu, który ukrywa przed wszystkimi. W nierealnej wizji pojawia się Ethel Rosenberg. Roy wrzeszczy: Wszyscy od niebieskiego majestatu po samo dno piekieł, możecie mi skoczyć, bo nie boję się was. Ani śmierci, ani piekła, ani niczego.

Swój strach przed śmiercią zagłusza nadzieją swojej wizji nieśmiertelności: Wśliznąłem się do historii. Nigdy nie umrę. Ethel dopowie z ironią: Niedługo historia się skończy. Nadchodzi nowe Millennium. Umieranie Roya to wewnętrzny chaos, bo w gruncie rzeczy rozumie on, że przegrał życie, że wszystko było nie tak. Zaczyna dopytywać się o piekło i o niebo. Wreszcie przyzna, że całe życie próbował dotknąć dna i dotknął go naprawdę. Tu i teraz zobaczył, czym jest Styks, i choć temu zaprzecza, jest u kresu życia człowiekiem złamanym. Powie do Joea, że życie powinno się błogosławić. Umiera w rozpaczy. Odebrano mu nawet licencję prawnika, wypadł z klubu Wielkich Kapłanów. Ethel w ostatecznej wizji powie mu, że czerpie radość z jego cierpienia, że może z uśmiechem patrzeć na jego śmierć, gorszą od jej umierania, bo przegrał i stracił to, na co w swoim życiu stawiał. Roy odchodzi pokonany. Powiedzą tylko po nim: szkoda, że taki w ogóle się narodził.

Nadzieja zbawienia Roya Cohna?

Prawnik odrzucił w życiu doczesnym wszystkie dogmaty, dosięga go jednak rozkład ciała — nie potrafi nawet podciągnąć spodni po wyjściu z toalety. Próbuje jednak ocalić w sobie resztkę człowieczeństwa. W obliczu śmierci chce przebaczenia, tak jak większość ludzi, nawet najbardziej upadłych. Pośmiertna modlitwa, kadisz, będzie wypełnieniem tej jego niewypowiedzianej ostatniej woli. Najważniejsza scena dramatu ostatnich chwil Roya to ta, w której zmusza Ethel, by zaśpiewała mu kołysankę w jidysz: Tum — ba — la, Tum — ba — la, Tum — balalaike. Chciał umrzeć z okrzykiem: Wygrałem! Oto Ethel, która była zagłuszanym przez całe życie, nieskutecznie zresztą, wyrzutem moralnym jego sumienia i jednocześnie fascynacją na pograniczu perwersji, zaśpiewała mu kołysankę przed śmiercią! Umrze jednak ze słowami: Następnym razem nie chcę być człowiekiem. Chcę być ośmiornicą. Pamiętajcie, OK? Rzeczywistość była dla niego samym piekłem i dlatego nie chce do niej wracać. Pogardzał wszystkimi, ale także sobą.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 następna strona

Teologia teatru

ks. Andrzej Luter

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?