Czytelnia

Małżeństwo: reaktywacja

Maria Rogaczewska

Monika Waluś

Maria Rogaczewska, Monika Waluś, Po rewolucji seksualnej: małżeństwo?, WIĘŹ 2009 nr 11-12.

Julia Child, gwiazda telewizji, autorka programów kulinarnych i najsłynniejsza nauczycielka gotowania w Stanach Zjednoczonych, kobieta odznaczona francuską Legią Honorową za zasługi dla sztuki kulinarnej, przeżyła ze swoim mężem Paulem Childem ponad 50 lat bardzo szczęśliwego małżeństwa. Było to małżeństwo bardzo dalekie od „idealnego wzorca”. Zawarli je późno — ona miała 34 lata, on był kilka lat starszy. Pochodzili z rodzin o bardzo różnych tradycjach. Nie dochowali się dzieci. Ona, jak mówi angielskie powiedzenie, „nosiła spodnie”: zarabiała znacznie więcej niż mąż. Zrobiła błyskotliwą karierę w mediach, w której mąż, znakomity dyplomata, przez całe życie wytrwale ją wspierał, będąc najważniejszym wspólnikiem i partnerem w jej wielkim kulinarnym przedsiębiorstwie. Wiele czasu byli zmuszeni spędzać z daleka od siebie, ale to im nie przeszkadzało. Mimo odbiegania od standardów, wygląda na to, że przez 50 lat małżonkowie Julia i Paul Child znakomicie się ze sobą bawili. Świadczy o tym uroczy zwyczaj tej pary, mianowicie co roku w Walentynki wysyłali do swoich licznych przyjaciół najnowsze zdjęcie obojga, w wannie pełnej piany, z podpisem: „Jest cudownie. Szkoda, że Was tu nie ma!”

Wiele daje do myślenia w tej całej historii dystans tych dwojga do siebie samych i gotowość do przyjęcia życia takiego, jakim ono jest. Być może też po prostu wiedzieli, że nie powinni oczekiwać od siebie zbyt wiele, a zwłaszcza tego, co jest po prostu niemożliwe.

Tymczasem większość młodych ludzi żywi dziś wobec swoich ukochanych gigantyczne wprost wymagania, które dotyczą szczególnie przyszłego współmałżonka. To rodzaj warunkowej zgody na związek — pod warunkiem, że będzie idealny. Niegdyś nie oczekiwano aż tak wiele od jednej osoby, ponieważ rodziny nie były tak małe i izolowane od innych. Potrzeby psychiczne, ekonomiczne, wspólnotowe można było realizować nie tylko w małżeństwie, ale w szeroko rozumianym kręgu krewnych i znajomych. Więcej było spotkań, sposobów spędzania czasu i wzajemnego wsparcia, wymiany doświadczeń w środowiskach męskich czy kobiecych, synchronizowanych przez wspólną pracę, wyprawy, zajęcia okresowe, święta religijne, wydarzenia rodzinne. Rytuały i obyczaje dawały pewną przewidywalność realizacji, np. potrzeb towarzyskich. Dziś wiele z tych potrzeb ma spełniać wyłącznie współmałżonek. Jest to wielkie obciążenie, które często prowadzi do rutyny i znudzenia sobą.

Dzisiejsze spotkania z innymi są bardziej warunkowane pracą niż rytuałem. Spotkania w granicach jednej płci — służące wymianie myśli i potrzeb, międzypokoleniowych doświadczeń, przepracowania przeżyć — zostały bardzo zredukowane. W praktyce oznacza to większy ciężar spoczywający na współmałżonku, który coraz częściej powinien równocześnie wypełniać role na kilku płaszczyznach: przyjacielskiej, romantycznej, erotycznej, wsparcia ekonomicznego, duchowego, towarzyskiego, współ-rodzicielskiego i jeszcze paru innych. W historii małżeństwa ta sytuacja jest nowa i brak nam wypróbowanych zasad. Otwarte pozostaje pytanie, czy spełnienie wszystkich marzeń jednej osoby jest możliwe i czy w ogóle temu służy małżeństwo.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 następna strona

Małżeństwo: reaktywacja

Maria Rogaczewska

Monika Waluś

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?