Czytelnia

Jerzy Sosnowski

Pokaż język, Dyskutują: Eligiusz Szymanis, Bartłomiej Chaciński, Jerzy Sosnowski WIĘŹ 2006 nr 11.

B.Chaciński: Język ten jest bardzo silnie naznaczony emocjonalnie. Dla opisanych żołnierzy ta sama „k... mać” może znaczyć, że jest rewelacyjnie i że jest beznadziejnie. I jest albo rewelacyjnie, albo beznadziejnie — zerojedynkowe postrzeganie świata.

E. Szymanis: Język uzewnętrznia sposób myślenia. Wszystko to, co określa człowieka, wyraża się w języku oraz w gestach i języku pozawerbalnym. Istniejemy coraz bardziej w języku. Cechą cywilizacji staje się to, że mniej liczą się fakty, a bardziej ich opis. Naprawdę ważne jest to, jak fakt zostanie nazwany i zakwalifikowany. Odkąd rzeczywistość stała się medialna, istnieje w języku i od tego nie ma ucieczki. Ta sama rzeczywistość — nie tylko polityczna, ale także społeczna czy nawet rodzinna — nienazwana może nie znaczyć nic, ba — może nie istnieć. Żyjemy w świecie tworzonym przez słowa i dziejącym się w słowach.

J. Sosnowski: Samo to zjawisko nie jest nowością. Nowa jest świadomość tego, że aby fakt zaistniał w świadomości, aby o nim mówić, trzeba go wyodrębnić z rzeczywistości za pomocą narzędzi językowych. Nie przypuszczam, żeby za czasów Kochanowskiego czy „Bogurodzicy” istniały gołe fakty i obok tego wypowiedzi o nich. Byt ludzki jest bytem językowym.

E. Szymanis: Jednak polski szlachcic mieszkający we dworze o tym, co działo się w Warszawie czy w Wilnie, dowiadywał się po miesiącu albo i później i dopóki z powodu tych wydarzeń ktoś mu nie spalił dworu, dla niego ta rzeczywistość nie istniała. Jego rzeczywistością było to, jakie miał zbiory, czy ktoś w domu zachorował albo że krowa mu padła. Natomiast w tej chwili nasze działanie zależy od rozmaitych informacji. Ktoś, kto prowadzi firmę, musi brać pod uwagę, że powstanie koalicji rządowej może zmienić kurs pieniądza, a więc pozornie neutralna informacja staje się dla niego istotnym faktem. Nie było tak nie tylko za Kochanowskiego, ale nawet jeszcze w dwudziestoleciu międzywojennym.

B. Chaciński: Co więcej, politycy nauczyli się uprawiać swój zawód właśnie na płaszczyźnie językowej, za pomocą deklaracji. Jeżeli polityk deklaruje, że Polska weźmie udział w negocjowaniu nowego traktatu europejskiego, przyjmuje się to jako fakt, chociaż ta wypowiedź miała miejsce wiele miesięcy temu i nic się po niej nie wydarzyło. To znaczy, że Polska zaangażowała się niejako już poprzez samą tę wypowiedź.

Do niedawna polityków odróżnić można było jeszcze po języku. W tej chwili nie można, wszyscy nauczyli się tego samego języka, posługują się niemal identycznym zestawem pojęć.

— Jakim?

B. Chaciński: Językiem, który przyniósł powodzenie Prawu i Sprawiedliwości, czyli językiem bardzo prostych obietnic: „oby nam się dobrze działo”, „pomożemy sobie wszyscy, tutaj wybudujemy nową Polskę”. Nie odczuwam w tej chwili znaczącej różnicy między tym, co mówi Prawo i Sprawiedliwość i tym, co mówią inne partie — w tonie, w dobieraniu epitetów, w opisywaniu tego, co zamierzają zrobić, w sposobie jak się odnoszą do swoich przeciwników politycznych.

J. Sosnowski: Politycy psują polszczyznę, to „oby nam się dobrze żyło” — odczuwam jako najmniej groźne. Niepokoi mnie natomiast brutalizacja języka politycznego, niezwykła łatwość operowania inwektywami. Wolałbym, prawdę mówiąc, żeby polityk użył wulgaryzmu, niż rozpowszechniał zdania tak naładowane negatywnymi emocjami, jak to, w którym przeciwników porównano z ZOMO. Mam wrażenie, że politycy nie czują ciężaru gatunkowego poszczególnych słów, a one bywają niczym potworna toksyna, znacznie silniejsza wbrew pozorom niż poczciwe „k...mać”.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 następna strona

Jerzy Sosnowski

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?