Czytelnia

Grzegorz Pac

Grzegorz Pac, Pokolenie bez głosu. Jeszcze o „generacji JP2”, WIĘŹ 2005 nr 12.

Jeśli jednak w pokoleniu JP2 widzimy etosową elitę, pojawić się musi pytanie, czy znaczenie „papieskiego kwietnia” jako przeżycia zbiorowego kształtującego tę grupę nie bywa niekiedy wyolbrzymiane. Obserwując młodych ludzi zaangażowanych w życie Kościoła, trudno stwierdzić, że czas „papieskich rekolekcji” był dla nich jakimś przełomem. Był to czas niezwykły, który przeżyli głęboko religijnie, nierzadko mając poczucie, że ich doświadczenie żałoby po Papieżu różni się od doświadczenia większości ich rówieśników. Ale nie była to dla nich duchowa rewolucja – wszak oni swą wiarę i związany z nią etos budują od dawna. Przez lata towarzyszyli Janowi Pawłowi II podczas Światowych Dni Młodzieży, uważnie słuchali tego co mówił, poznawali jego dokumenty. Jeśli to oni – młoda elita Kościoła – są pokoleniem JP2, tą są nim nie od pół roku, ale od lat.

Jednocześnie nie sposób lekceważyć tego, jak ważnym punktem odniesienia może być dla zaangażowanych katolików „papieski kwiecień”. Podobnie jest zresztą z samym pojęciem „pokolenie JP2”. Już teraz wielu utożsamia się z taką (bliżej nieokreśloną) grupą, widząc w tej nazwie nie tyle opis rzeczywistości, co raczej jej projekt i przepowiednię – nie tyle samospełniającą się, co taką, którą samemu w swym życiu można spełnić. W tym znaczeniu pojęcie to domaga się wypełnienia treścią, aby przestało być tylko pustym słowem. Pokolenie JP2 musi urosnąć na miarę oczekiwań, jakie w nim – może przedwcześnie, na skutek nadgorliwości dziennikarzy – ponad pół roku temu zaczęto pokładać.

W jednym z czerwcowych numerów „Tygodnika Powszechnego” Józefa Hennelowa apelowała w swym felietonie: Jeśli są, oni, dzieci Papieża, to teraz muszą zaznaczyć swoją obecność. I pytała: Jeśli są, to gdzie są? Gdzie są młodzi, zaangażowani katolicy – to pytanie nurtuje nie tylko Hennelową, ale od lat stanowi zagadkę dla polskich socjologów. Jak to się dzieje, że kapitał społeczny, jakim dysponuje Kościół, jest tak słabo wykorzystywany? Czemu tak mało widzimy młodych wychowanków duszpasterstw zaangażowanych w działalność społeczną, debatę publiczną, tworzenie nowych kadr w polityce? Po owocach ich poznacie – mówi Ewangelia. Taki sposób myślenia należałoby przyjąć, oceniając pokolenie JP2.

Teolog i duszpasterz, ks. Andrzej Draguła, pisze: pokolenie JP2 wkroczyło do mediów i na salony, znalazło miejsce w przestrzeni publicznej i nie myśli z niego rezygnować. Na razie jeszcze jako hasło i projekt, ale mam nadzieję, że przyjdzie czas, że zagości tam jako ludzie: widoczni i rozpoznawalni6. I tu właśnie tkwi cały problem.

Pokolenie JP2 stało się dla wielu maskotką. Odkąd jego powstanie zostało szumnie ogłoszone, pojęcie to pojawia się od czasu do czasu w przestrzeni publicznej, tyle że rzadko dopuszcza się do głosu najbardziej zainteresowanych, a więc jego potencjalnych przedstawicieli. Wyjątkiem była wspomniana debata na łamach majowej „Więzi” – nic więc dziwnego, że spotkała się z tak dużym zainteresowaniem.

Pokolenie JP2 to pokolenie bez głosu. Starszym wygodnie jest posługiwać się tym pojęciem, aby pokazać, że „jest wiara w ludzie” albo że „nadciąga konserwatywna rewolucja”, a ostatnio nawet, aby wyjaśnić wyniki wyborów. Rzadziej jednak ludzie z pokolenia JP2 są pytani o zdanie i dopuszczani do wyrażenia swej własnej opinii na temat społeczeństwa, Kościoła, a nawet samego siebie.

Kościół obywatelski?

poprzednia strona 1 2 3 4 5 następna strona

Grzegorz Pac

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?