Czytelnia

Grzegorz Pac

Grzegorz Pac, Pokolenie bez głosu. Jeszcze o „generacji JP2”, WIĘŹ 2005 nr 12.

Dlaczego tak się dzieje? Po części dlatego, że potencjalne, młode elity Kościoła mają poważny problem nie tylko z szerszym przebiciem się w poważnych mediach, ale w ogóle z zaistnieniem i to nawet na najniższym, lokalnym poziomie. To tu właśnie – w parafiach i duszpasterstwach – działa mechanizm niedopuszczający do kształtowania się przywódców. Młodzi ludzie potrzebują mądrych, charyzmatycznych duchownych, ale – aby działać – potrzebują też przestrzeni wolności. Tymczasem w kościelnej rzeczywistości okazuje się, że często nikt ich o zdanie nie pyta, że o sprawach, które dotyczą ich i ich środowiska decyduje kto inny, a pojęcie „podejmowania odpowiedzialności” – słowo-klucz wielu duszpasterzy – oznacza tyle, co gotowość posłusznego wykonywania powierzonych przez kapłana zadań. To doświadczenie nie jest obce nawet studentom, którzy często zauważają, że duszpasterstwo akademickie jest ostatnim miejscem, w którym ciągle traktowani są jak dzieci. Kościół traci ludzi pomysłowych i twórczych, którzy odchodzą realizować swoje pomysły, „spełniać się” tam, gdzie otrzymują wystarczającą swobodę działania. Pozostają często ludzie niezwykle oddani, ale bierni, nieciekawi, lękliwie patrzący na wszystko poza kościelną kruchtą.

A przecież niezwykłe wydarzenia „papieskiego kwietnia” były tworzone właśnie przez świeckich, zwykle młodych ludzi – to oni organizowali marsze, spotkania, msze. Nie sposób było nie zauważyć, że księża nie nadążali za rozwojem wypadków – pasterze byli o dwa kroki do tyłu za swymi owieczkami. Duchowni wyrażali się i wyrażają o tych działaniach z niezwykłym uznaniem. Nie dostrzegają jednak, że ta kreatywność ludzi młodych mogłaby być bogactwem Kościoła nie tylko od święta, ale i na co dzień. Gdyby tylko dać jej rozwinąć skrzydła… Oczywiście nie znaczy to, że młodzi nie potrzebują doświadczenia i wiedzy duchownych, ale powinni z niej korzystać bardziej na zasadach pomocniczości niż przywództwa.

Młody chrześcijan chce być w swoim Kościele współgospodarzem. Nie chce być odbiorcą religijnej usługi ani tym bardziej wykonawcą cudzych wizji – jest dzieckiem czasów wolności. Jeśli decyduje się na uczestnictwo w niedzielnej Eucharystii, a zwłaszcza głębsze zaangażowanie w życie Kościoła, robi to nie poprzez mechaniczne dziedziczenie rodzinnej tradycji, ani tym bardziej nie dlatego, że zmusza go do tego presja rówieśników. Wręcz przeciwnie – to jego własny wybór, często wbrew postawom kolegów.

W młodym pokoleniu rodzi się nie tylko obywatelskie społeczeństwo, ale i obywatelski Kościół. To ogromna szansa, której – paradoksalnie – nie dostrzegają często ci sami kapłani, którzy od lat narzekają na bierność laikatu. Wydaje się też, że wielu lękowo reaguje na perspektywę zmian, na myśl, że trzeba wypuścić z rąk choć część sznurków. Jeśli młodzi katolicy nie będą mogli być współgospodarzami, to straci na tym przede wszystkim Kościół i nie będzie to strata abstrakcyjna, statystyczna – to zawsze będą konkretni ludzie. Gra toczy się więc o dużą stawkę...

Czy „papieski kwiecień” zrodził nowe pokolenie? Nie sądzę. Przekonał jednak, że młodych, zaangażowanych katolików stać na dużo. W pierwszej kolejności przekonał o tym ich samych.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 następna strona

Grzegorz Pac

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?