Czytelnia

Polacy - Ukraińcy

Katarzyna Jabłońska

Katarzyna Jabłońska, Polska Ukraińców, WIĘŹ 2009 nr 10.

Kiedy wydawało się, że nic jej się w Polsce nie uda, przyszła propozycji pracy w Operetce Śląskiej w Gliwicach. Był rok 1995. — Śląsk — wspomina Roksana — do dziś jest mi bardzo drogi; spotykałam tam samych pięknych ludzi, a pośród nich mojego mistrza: Józefa Skrzeka. To również jemu zawdzięczam moją coraz bardziej świadomą identyfikacją narodową. Kiedy dowiedział się, że dla mnie istnieje tylko jazz, zapytał: Kim jesteś, dziewczyno, skąd pochodzisz? Tym pytaniem odwrócił moją głowę z zachodu na wschód. I tak zaczął się mój powrót do korzeni i zachwyt ukraińską i żydowską muzyką źródeł. Odnalazłam w niej swoją indywidualność i wielką inspirację twórczą. Odkryłam, że obrzędowe pieśni, śpiewane od setek lat, mają niezwykłą siłę, również duchową.

Olena pochodzi spod Lwowa, słychać to w jej śpiewnym polskim, którego nauczyła się sama. Opowiada: — Byłam wśród pierwszych ludzi wyjeżdżających do Polski za pracą. Najczęściej pracowało się wtedy w zakładach krawieckich, skąd towar hurtem odbierali Rosjanie. Zdarzało mi się pracować po szesnaście godzin. Tyle trzeba było wypracować, żeby zarobić to, co Polacy przez osiem godzin. My, Ukrainki, nie miałyśmy też wolnych dni, pracowałyśmy w soboty, niedziele i na nocne zmiany. Potem przeszłam do zakładu kosmetyków. Robiłyśmy kremy, cienie, zmywacze do paznokci, szminki. Towar też szedł do Rosji. Jak mieli przyjechać odbiorcy, zdarzało się nam pracować bez przerwy i trzy doby. Niektórym kobietom wystarczyło zdrzemnąć się na siedząco pół godziny i dalej mogły pracować, ja wytrzymywałam najwyżej półtorej doby, pękały mi naczynka w oczach. Ale na perfumerce płacono nam takie same stawki jak Polakom. Oni pracowali najczęściej po osiem godzin, a my i dwa razy tyle. Mówili czasem, że pracujemy jak ukraińskie konie, ja jednak lubiłam tę pracę. Kiedyś przyszła tam policja z kontrolą. Nasz pracodawca wypuścił nas szybko tylnymi drzwiami. Był strach, na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Pracowałam też na farmie kurzej i przy zrywaniu jabłek.

Olena nie narzeka, a przecież podczas tych pierwszych przyjazdów do Polski nie tylko pracowała ponad siły, ale w ogóle żyła w bardzo trudnych warunkach. Wspomina, że mieszkały w osiem kobiet w jednym wynajmowanym pokoju, bez łazienki. — Wracałyśmy do domu nocą bardzo zmęczone i rozpoczynałyśmy grzanie wody i mycie. Wszystko to szło bardzo sprawnie, chciałyśmy jak najszybciej położyć się spać.

Jednak nie to było najtrudniejsze. Tamte lata to nieustanna rozłąka z dziećmi. — Kiedy po raz pierwszy wyjeżdżałam do Polski, córka była w szóstej klasie, a syn w trzeciej. Zostawiłam ich z mamą, która miała już ponad siedemdziesiąt lat. Mama i Polska — mówi łamiącym się głosem Olena — to dwie moje podpory w życiu. Nie wiem, jak bym sobie bez nich poradziła. Dzięki pracy w Polsce mogłam zapracować na siebie i dzieci. Z mężem się rozstałam i sama musiałam sobie radzić.

Zupełnie inne powody przywiodły do Polski Ołesia Jakymiwa, który mieszka tu od dziesięciu lat. — Pracowałem jako wykładowca na Lwowskim Uniwersytecie Rolniczym, żona też miała dobrą pracę. Jednak studia MBA w Polsce były dla nas dużą szansą, taki dyplom honorowany jest przecież na całym świecie. Po studiach zostałem jeszcze rok na stażu naukowym. Wtedy znalazłem ciekawą pracę. Była to największa firma w Europie wschodniej sprzedająca części koreańskich i japońskich marek samochodowych. Mogłem wykorzystać swoją wiedzę i zdobyć nowe doświadczenia — nie da się ukryć, że zasady handlu w Polsce i na Ukrainie zasadniczo się różnią

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 następna strona

Polacy - Ukraińcy

Katarzyna Jabłońska

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?