Czytelnia

Katarzyna Jabłońska

Katarzyna Jabłońska, Pomiędzy, WIĘŹ 2007 nr 10.

Ostatnio Ania zaprosiła mnie do siebie: Mamuś przyjedź — zaproponowała — X wyjeżdża na dwa miesiące, będziemy same. Nie jestem w stanie jej powiedzieć, że nigdy tam nie pojadę.

W naszych rozmowach dużo jest łez, moich łez. Anka mówi: przecież nikogo nie zabiłam, nikogo nie krzywdzę, robię tyle dobrych rzeczy. Słucham, łykam łzy, a potem nie śpię po nocach. Ona martwi się o mnie, wielokrotnie namawiała mnie na wizytę u psychiatry, wynalazła nawet kogoś. Nie poszłam. Zastanawiam się, kto bardziej potrzebuje psychiatry —Anka czy ja?

Ona wielokrotnie była dla mnie wzorem — na przykład w sprawach wiary. Teraz jej wiara to buddyjska medytacja... Nie rozumiem, jak ktoś tak dojrzały jak to moje dziecko nie widzi w swoim postępowaniu żadnego problemu. I nie rozumie, że to właśnie cała ta sytuacja jest powodem mojego zmartwienia czy jak to ona nazywa: depresji.

Nie przestaję siebie pytać, co takiego zrobiłam, gdzie popełniłam błąd, że jej się to przytrafiło. Czym zawiniłam, co przegapiłam? Przecież zawsze miałyśmy taki dobry kontakt, dużo ze sobą rozmawiałyśmy. Tym pytaniom nie ma końca i nie ma na nie odpowiedzi. To tkwi we mnie głęboko, jak jakiś oślizgły kamień, którego nie da się z siebie wytoczyć. Potwornie ciąży i boli.

Nie wiem, czy Alek wie. Podczas ostatniego pobytu Ani w domu wychodzili razem na piwo, może mu powiedziała. Nie umiem o to zapytać. Mąż chyba raczej nie wie, po rozwodzie mamy bardzo sporadyczny kontakt, dzieci oczywiście widują się z nim częściej. W ogóle mało kto wie. Tuż po ostatniej wizycie Anki w Polsce przyszła do mnie bratowa i powiedziała: wiesz, Irena, Ania zdradziła nam swoją tajemnicę. Nie podjęłam tematu. Ja sama z nikim o tym nie rozmawiam. Raz zadzwoniłam do lubelskiej Odwagi i tam dostałam kontakt do Leny Wojdan ze Stowarzyszenia Psychologów Chrześcijańskich, zajmującej się terapią rodziców, którzy mają homoseksualne dzieci. Jeszcze nie zadzwoniłam, lepiej byłoby poprosić o osobiste spotkanie, a dla mnie przez ostatnie dwa lata było to niemożliwe — opiekowałam się ciężko chorą mamą. Szukałam, oczywiście, gdzie tylko się dało, informacji na temat homoseksualizmu. Nadal to robię.

Znajomi gratulują mi często takiej wspaniałej córki. Dziwią się tylko, że Anka jeszcze nie wyszła za mąż. Zmuszam się do uśmiechu i milczę. Jakiś czas temu zapytałam córkę o macierzyństwo. Wydawało mi się, że to ważna dla niej sprawa. Dzieci zawsze do niej lgnęły, w czasach studenckich często i chętnie wyjeżdżała z dzieciakami, również niepełnosprawnymi i upośledzonymi, jako ich opiekunka. W odpowiedzi usłyszałam: Przecież my już mamy dziecko. Miała na myśli dwunastoletniego syna kobiety, z którą żyje; wychowują go razem. Nie wytrzymałam: Jak to masz dziecko? Płakałam do słuchawki: To nie jest twoje dziecko, to nie jest w ogóle twoja rodzina — rodzina, jak mówi samo słowo ma związek z rodzeniem!

*

Jedna z bohaterek książki Nicole Mller mówi do tej drugiej: Czego ty nie chcesz zrozumieć [...] to tego, że dziecko wychodzi z ciała matki.

*

— Boję się o Ankę, o jej przyszłość — płacz Ireny się wzmaga. — Mówi, że jest szczęśliwa. To straszne, ale ja nie umiem cieszyć się takim jej szczęściem, myśleć o nim ze spokojem, rozmawiać z nią o nim. To jej szczęście mnie... unieszczęśliwia.

Święty spokój

Niemal wszyscy rodzice, którzy trafiają do mojego gabinetu — opowiada Lena Wojdan, terapeutka ze Stowarzyszenia Psychologów Chrześcijańskich w Warszawie — przychodzą z tym samym pytaniem: „Co mamy zrobić, żeby zmienić nasze dziecko? Nie chcemy, żeby było homoseksualne!” Często drogą szantażu doprowadzają tu również swoje dziecko, zazwyczaj jeszcze niepełnoletnie. Zgadzam się na spotkanie, uprzedzam jednak lojalnie rodziców, że nie zamierzam być ich rzecznikiem. Postawa: „jesteś homoseksualny, chodź, ja cię zmienię” nie mieści mi się w głowie, myślę raczej: „jestem tu, wierzę w to, że Pan Bóg stworzył cię heteroseksualnego (Rdz 1, 27-31), jeśli to ważne także dla ciebie, jeśli będziesz gotowy — czekam. Nie musisz być homoseksualistą, ale jeśli chcesz wybrać taki sposób na swoje życie, to szanuję to, bo wierzę, że Pan Bóg dał ci również wolność”. Tu ważna uwaga: wydaje się, że w homoseksualizmie mamy też element wyboru; tyle że nie dotyczy on orientacji jako pociągu seksualnego (bo nie wybiera się homoerotycznych uczuć), ale tak zwanego „pójścia za orientacją”, czyli wyboru postawy, stylu życia i zachowań homoseksualnych — tego, co potocznie określamy jako bycie gejem lub lesbijką. Ważny więc jest stosunek samej osoby homoseksualnej do jej homoseksualizmu. Do mojego gabinetu przychodzą bowiem również osoby, które czują dyskomfort z powodu swoich niechcianych homoseksualnych skłonności. Są one dla nich powodem cierpienia i gdyby mogły wybierać — wolałyby być heteroseksualne. Takie osoby proszą o pomoc i trafiają na terapię. W żadnym razie nie daje ona gwarancji, że w jej wyniku homoseksualne skłonności zamienią się w heteroseksualne, ale daje nadzieję. To jest podróż w nieznane, podobnie jak niemal każda terapia. Do takiej podróży zapraszam również kobiety, które mają homoseksualne dziecko. Pomysł tych spotkań narodził się w lubelskiej Odwadze, z którą współpracuję. Prowadzę tam już drugą taką grupę terapeutyczną dla matek.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 następna strona

Katarzyna Jabłońska

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?