Czytelnia

Katarzyna Jabłońska

Katarzyna Jabłońska, Pomiędzy, WIĘŹ 2007 nr 10.

Rodzice niemal zawsze przychodzą z przeświadczeniem, że homoseksualizm dziecka to ich kłopot. Wszystkie uczestniczki moich lubelskich grup twierdziły, że przyjechały tam dla swoich dzieci. I one, i ci, którzy trafiają do mojego gabinetu, są mocno zaskoczeni, kiedy proponuję, żeby zajęli się sobą. Już najwyższy czas — mówię — aby pozwolili państwo swemu dorosłemu dziecku żyć jego własnym, oddzielnym życiem. To oczywiste, że mają państwo prawo nie akceptować tych wyborów, namawiam jednak, aby starali się państwo je szanować. To konieczne, bez względu na to, jakich wyborów dokonuje syn czy córka. To, co państwo jako rodzice mogą jeszcze zdziałać — to zrobić coś ze swoim własnym życiem.

Początkowo moja propozycja budzi najczęściej bunt. Jak to, mamy się tu zajmować sobą? — pytały nie kryjąc rozczarowania, a niekiedy także irytacji uczestniczki moich lubelskich grup. — Byłyśmy przekonane, że powie nam pani, co mamy zrobić, żeby nasze dzieci...— ciąg dalszy już znamy. Celem proponowanej przeze mnie terapii — powtarzam nieodmiennie każdemu z rodziców homoseksualnego dziecka, szukającemu dla siebie pomocy — nie jest „kurs”, jak sprawić, aby dziecko przestało być homoseksualne. W ogóle nie zamierzam się tą sprawą zajmować. A jeśli już, to chciałabym przekonać, aby w końcu dali państwo swoim dzieciom święty spokój. One są dorosłe, coś wybrały i mają prawo do swoich wyborów. Tu następuje moment edukacji, bo — wracając do tego, co powiedziałam wcześniej — ważne jest, żeby zobaczyć ten problem na dwu płaszczyznach. Pierwsza to same skłonności homoseksualne i ich psychiczna geneza — w skrócie, traktuję je jako zaburzenie tożsamości płciowej, powstałe na podstawie odziedziczonych cech osobowości, na które nałożyła się nieprawidłowa struktura rodziny oraz często negatywne przeżycia seksualne w dzieciństwie i wynikające z nich zranienia emocjonalne. A druga — to wybór czynów homoseksualnych, sprzecznych przecież z prawem naturalnym i nauką Kościoła (KK 2357), jako sposób na poradzenie sobie z problemem. Często są to bardzo bolesne potyczki z Panem Bogiem.

Sama jestem matką dwóch dorosłych synów i niejednokrotnie zdarzyło mi się nie akceptować ich wyborów i decyzji. Mówiłam im wówczas: moim zdaniem to nie jest dobry wybór, ale to jest twoja decyzja, twoja odpowiedzialność i konsekwencje. Uważam bowiem, że dobry jest ten wybór, który jest niezależny, w pełni mój własny. Moje dziecko, jako osoba obdarzona wolnością, ma prawo rozeznawać własne emocje i własne sprawy w życiu i w sposób wolny podejmować decyzje. A ja jako rodzic zobowiązana jestem to uszanować. Moja wolność pozwala mi jedynie na komentarz: wszystko możesz, ale nie wszystko jest dla ciebie dobre, spójrz dalej na cel i sens swojego życia, czy idziesz ku swojej pełni.

Podczas pracy z rodzicami nieodmiennie pojawia się poczucie winy: to przez nas! Uświadomienie sobie, gdzie były błędy i zaniechania, jest niesłychanie ważnym i potrzebnym momentem terapii. Jeżeli jednak ten bolesny moment ma być twórczy, nie można się na nim zatrzymać. Rodzice również pochodzą z określonych środowisk, mają jakiś przekaz rodzinny — rozpoznanie swoich konstelacji rodzinnych uświadamia zazwyczaj, że nie tylko mojemu dziecku, ale również i mnie przydarzyło się w życiu coś trudnego, coś co zaburzyło moje relacje z mężem, dzieckiem. Mężczyzna — ojciec i mąż — odkrywa na przykład, że rodzicielstwo spadło na niego za wcześnie. Nie był w stanie sprostać temu zadaniu, wycofał się więc z roli męża i ojca, a jego żona — często delikatna królewna — przeistoczyła się w rycerza zakutego w zbroję. Musiała, skoro jej mężczyzna z jakichś powodów nie podołał; nie miała wyjścia.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 następna strona

Katarzyna Jabłońska

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?