Czytelnia

Teologia teatru

Poniższy tekst jest odpowiedzią na ankietę pt. Fauście, gdzie twoja wiara?

Zaproszonych do udziału w ankiecie twórców teatralnych zapytaliśmy o ich stosunek do spraw wiary i Boga w teatrze. Postawiliśmy następujące pytania: Czy kwestia wiary jest ważna dla Pani/Pana jako twórcy? Czy teatr jest sposobem poznawania lub ukazywania Boga i w jaki sposób to robi? Czy teatr ma prawo bluźnić? [Red.]

Michał Zadara

Pompowanie się metafizyką

Teatr w ogóle nie powinien szukać absolutu. Jest to rzecz głupia i niebezpieczna. Od zawsze mówiono, że teatr wywodzi się z rytuału — pisali o tym i romantycy, i Nietzsche, i Wyspiański. Mnie przekonuje natomiast tylko to, co na ten temat przeczytałem u Brechta, który twierdzi, że teatr stał się teatrem właśnie wtedy, kiedy przestał być rytuałem, poprzez porzucenie funkcji religijnych. Mówienie, że teatr z samej swojej natury jest metafizyką, to po prostu wielkie nieporozumienie.

Teatr nie powinien zajmować się metafizyką, a ciągle to robi. Kiedy zaczynałem studia, obowiązywał w szkole w Krakowie niepodważalny dogmat, że w teatrze chodzi o metafizykę, doświadczenie metafizyczne, o jakąś niepojętą podróż psychiczną — czyli o wszelkie zjawiska irracjonalne. Teatr, który tego nie robił, był nazywany kabaretem.

W efekcie przed widzem roztacza się jakąś taką magiczną aurę, która ma go wessać i której ma się on poddać. Idzie do teatru i widzi, jak jakiś aktor u Krystiana Lupy — odwołuję się do Lupy, bo to jest najszlachetniejsze zjawisko tego nurtu — niby przeżywa jakieś doświadczenia graniczne. I widz myśli sobie: „o, dotknąłem metafizyki, dotknąłem absolutu”. Widz bierze aktora na poważnie, a przecież aktor nie ma prawa ani doświadczenia, aby występować w takiej funkcji. Po prostu nie jest kapłanem, nawet jeśli chce nim być. W efekcie to musi być papierowe, nawet jeśli ten aktor naprawdę się w tym spala, nawet jeśli intencje są najszlachetniejsze, nawet jeżeli on sam dla siebie dotyka jakiś granic. Nawet wtedy nie jest to autentyczne doświadczenie metafizyczne, tylko doświadczenie pozorowane, ustawione — dym, muzyka i papierowe bożki.

Jest zresztą przecież zasadnicza różnica między rytuałem a przedstawieniem teatralnym. Często można usłyszeć, że w czasie przestawienia została odegrana pewna tajemnica, a tymczasem dla świata, nie chcę mówić — dla Boga, ale dla porządku kosmosu nic się nie wydarzyło! Tymczasem rytuał niejako z natury rzeczy wpływa na porządek kosmosu: katolicy wierzą, że we mszy uobecnia się przynosząca zabwienie całej ludzkości ofiara Chrystusa, żydzi pokutują w Jom Kipur, aby Bóg tego właśnie dniu wpisał ich do Księgi Życia, a w religiach wielu ludów są obrzędy, których odprawienie dosłownie podtrzymuje istnienie świata i odnawianie się przyrody. Zawsze więc rytuał jest — jak wierzą uczestniczący w nim — wydarzeniem o znaczeniu kosmicznym. Twórcy teatru chcą myśleć, że ich spektakle też mają takie funkcje. To jedna wielka bzdura!

Ponadto przedstawienia zajmujące się doświadczeniem irrealnym czy metafizycznym udawadniają widzowi właściwie tylko to, że wobec wielkiego wszechświata nic się nie da zrobić. Nie chcę robić takich przedstawień. Takie przesłanie nie jest nam dziś potrzebne — jest tyle ważnych rzeczy do zrobienia. Uważam, że dzieło, które mówi, że nic się nie da zrobić, jest wręcz szkodliwe. Zwłaszcza że każdy hollywoodzki film, cała kultura masowa kultura, telewizja ciągle nam pokazują jakieś bajki, które są ucieczką od rzeczywistości. Teatr ma szanse być tym jedynym miejscem, gdzie można mówić wprost, widz nie jest tu traktowany jak ktoś, kto czeka na bajkę. Tymczasem to właśnie w teatrze często dostaje — bajkę o tym, jaki dziwny jest ten świat.

1 2 następna strona

Teologia teatru

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?