Czytelnia

Anna Karoń-Ostrowska

Tomasz Wiścicki

Prawo kanoniczne i kościelna dobra wola, Z ks. Remigiuszem Sobańskim rozmawiają Anna Karoń-Ostrowska i Tomasz Wiścicki, WIĘŹ 2005 nr 2.

— Gdy patrzymy na konkretne wydarzenia, wydaje się, że reperkusje społeczne miało raczej niekaranie, przemilczanie, tuszowanie, niż szybko wymierzona zdecydowana kara. Powiedział też Ksiądz Profesor o personalistycznym pochyleniu nad osobą, ale którą osobą — poszkodowanego czy winnego?

— Nie można zaprzeczyć, że w niektórych przypadkach mamy do czynienia z ociąganiem się przy podejmowaniu decyzji administracyjnych czy wszczynaniu kroków zmierzających do wymierzenia kary. Nie badając tych przypadków, sądzę, że zasadniczy problem stanowi tu wiarygodność dowodów.

— Jakie powinny być dowody, żeby uznać je za pewne?

— Inna jest waga dowodu w sprawach karnych, a inna przy problemach duszpasterskich czy procedurach administracyjnych. Czym innym jest wymierzenie kary, a czym innym usunięcie z urzędu, co niekoniecznie jest karą, choć może być dolegliwe. W każdej ze spraw, o których mówimy, że Państwa i moim zdaniem reagowano zbyt późno — mogło nastręczać trudności przyporządkowanie wartości, czyli rozeznanie, co będzie większym dobrem: dobro jednostki czy dobro wspólnoty.

Jaki jest cel prawa kanonicznego? Spierają się ze sobą dwie szkoły. Jedna twierdzi, że jest nim umożliwienie wiernym — zarówno świeckim, jak duchownym — rozwiązywania swoich spraw w sposób możliwie zbliżony do ideałów wiary. W tym poglądzie na pierwszy plan wysuwają się subiektywne prawa wiernych. Na drugim stanowisku akcentuje się przede wszystkim zachowanie tożsamości wspólnoty kościelnej, ochronę autentyzmu słowa Bożego i sakramentów. Na pierwszy plan wysuwa się wtedy dobro wspólnoty. Jest to napięcie, z jakim zawsze mamy do czynienia przy stosowaniu prawa. Nie możemy dopuścić do tego, żeby rozmyły się kontury Kościoła, bo przestałby być czytelny jako znak zbawienia. Z drugiej strony Kościół nie może istnieć bez wiernych, więc ich dobro indywidualne trzeba brać również pod uwagę. Być może — suponuję — niektóre z tych spraw trwały tak długo, bo (nadmiernie?) liczono się z dobrem jednostki.

— Ale której jednostki, Księże Profesorze? Byli podejrzani o molestowanie seksualne księża, ale były też dzieci, które tego molestowania doświadczyły. Weźmy przykład bardzo czytelny — sprawę Tylawy. Ksiądz proboszcz stanął przed sądem cywilnym oskarżony o wieloletnie molestowanie seksualne swoich młodych parafianek. Jakie dobro jednostki, wspólnoty czy tożsamości Kościoła wchodzi tu w grę, że instytucje kościelne nie podejmują przez lata tego problemu? Można też sądzić, że gdyby poważne zarzuty o pedofilię dotyczyły osoby publicznej, świeckiej, która ma kontakt z dziećmi — można tu przywołać przypadek znanego psychologa, Andrzeja S. — Kościół domagałby się, żeby jak najszybciej odsunąć go od pracy z dziećmi, i byłoby to jak najsłuszniejsze żądanie. Dlaczego więc w sprawie, która dotyczy Kościoła bezpośrednio, nie mógł wyrazić tak jasnego i prostego sądu?

— Twierdzą Państwo, że w tym przypadku nie zostało w sposób właściwy zastosowane prawo kościelne i że wobec tego proboszcza i jego parafian Kościół nie postąpił tak, jak sam się tego domaga w analogicznych przypadkach. Nie potrafię temu zaprzeczyć. Znam tę sprawę jedynie z doniesień prasowych, ale jeżeli jest tak, jak pisały gazety, to uważam, że proboszcz natychmiast po ukazaniu się takich doniesień powinien zostać odsunięty od jakichkolwiek zadań duszpasterskich w Tylawie.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 następna strona

Anna Karoń-Ostrowska

Tomasz Wiścicki

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?