Czytelnia
Jerzy Sosnowski, Proszę nie mruczeć, WIĘŹ 2012 nr 1.
Kot jest stworzeniem niezłomnym. Jak wiadomo, nikt jeszcze nigdy nie nauczył kota niczego, czego kot nie chciał się nauczyć. Jego silna wola kompromituje naszą gotowość do nieustających kompromisów. I to od małego: kiedyś, dawno temu, w moim ówczesnym mieszkaniu pojawiła się kilkutygodniowa kocina, znaleziona na klatce schodowej. Gdy zasiadłem do kolacji, kot wskoczył na stół i postanowił pożywić się moją kanapką z żółtym serem. Grzecznie zestawiłem go na podłogę. Zaledwie się wyprostowałem i spojrzałem na talerzyk, kot już tam był. Grzecznie zestawiłem go na podłogę. Sięgnąłem znowu po kromkę, ale kot już tam był. Grzecznie zestawiłem go na podłogę. Następnie szybciej niż dotąd rzuciłem się do mojej kanapki, ale kot już tam był. Kiedy tym razem zestawiałem go na podłogę, zorientowałem się, że unoszę w powietrzu coś więcej niż kota: na jego pazurze kołysał się plasterek żółtego sera.
Od postanowień kotów nie ma odwołania. Skoro mój aktualny kot uznał, że najwygodniejsze miejsce do popołudniowej drzemki stanowi krzesło przy (moim, jak mi się zdawało) biurku, żadna siła nie może skłonić go do zmiany przyzwyczajenia. Odtąd każdy tekst, który napiszę, każdy wysłany przeze mnie e-mail okupuję świadomością zadanego przed chwilą gwałtu. Żona zaczęła już przebąkiwać, żebyśmy kupili drugie krzesło, na którym mógłbym siadać po przeciwnej stronie blatu, jak petent. Notabene każda próba przeniesienia kota siłą dowodzi, że podporządkował on sobie grawitację, czego ludzkość nawet teoretycznie jeszcze nie opanowała (mimo prekursorskich prac Einsteina): gdyż kot, zdejmowany przemocą z krzesła, jest uderzająco cięższy niż w zwykłych warunkach.
A czy ktoś próbował nie pobawić się z kotem, kiedy kot uznał, że przyszła pora zabawy? Niech nikt nie mówi, że mu się to udało bez poważnych strat własnych.
Kot jest stworzeniem oszczędnym w ekspresji. Spróbujcie kiedyś pogłaskać przechodzącego koło waszych nóg kota, który nie ma na to ochoty. Rytm jego kroków, kierunek marszu nie ulegnie zmianie. W ogóle właściwie nic się nie stanie, poza tym, że grzbiet kota w jakiś niepojęty sposób obniży się dokładnie o tyle centymetrów, o ile zbliżyliście do niego dłoń. Jak sinusoida na ekranie oscyloskopu, powierzchnia kota przepłynie pod waszą ręką, przed nią i za nią osiągając ponownie apogeum; ta falista linia będzie rysowana kolejno przez łopatki, lędźwie, nasadę ogona i ogon sam, i zostaniecie z głupią miną, macając powietrze, podczas gdy kot będzie kontynuował dostojnie swoją wędrówkę do wybranego miejsca, nie zdradzając, że w ogóle musiał przed chwilą wykonać jakiś wysiłek.
Kot jest stworzeniem nieufającym oczywistościom. Jeśli wracasz do domu i kot, zgodnie z ustalonym rytuałem, przyjdzie się przywitać, po kilku głaśnięciach zacznie obwąchiwać twoją dłoń, żeby sprawdzić, czy to aby na pewno ty. Jeśli postawisz na podłodze pustą torbę, kot najpierw przydepnie ją łapą, upewniając się, że jest pusta; a potem na wszelki wypadek jeszcze zajrzy do środka. Rzeczywistość zawodzi nas zbyt często, żeby dawać się nabierać.
Kot jest stworzeniem całkowicie lekceważącym głupstwa tego świata. Jeśli przyniosę do domu gazetę i położę ją gdziekolwiek, kot umieszcza zaraz na niej swoją rozłożystą pupę, dając wymownie do zrozumienia, do czego nadaje się ten kawałek papieru, zadrukowany byle czym. Nigdy nie widziałem kota oglądającego w telewizji program publicystyczny: kiedy politycy na ekranie zaczynają się przekrzykiwać, kot, który do tej pory drzemał na kanapie, z bardzo wymowną miną wstaje, przeciąga się i wychodzi spać gdzie indziej. Owszem, zastałem kiedyś mojego kota na wpatrywaniu się w telewizor, gdy nadawano reklamy — ale usprawiedliwia go to, że był wówczas bardzo młody. Od tamtej pory widziałem go przed ekranem tylko dwukrotnie: raz śledził z widocznym zainteresowaniem mecz Ligi Mistrzów i raz próbował wyjąć z ekranu wokalistkę zespołu Bajm. W obydwu przypadkach potrafiłem go zrozumieć.