Czytelnia

Małżeństwo i rodzina

Tomasz P. Terlikowski, Przyszłość małżeństwa, WIĘŹ 2006 nr 9.

Nie twierdzę, rzecz jasna, że przesiąknięte kulturą liberalną jednostki nie są zdolne do wchodzenia w trwałe relacje. Takie twierdzenie byłoby sprzeczne z powszechnym doświadczeniem. Trudno jednak nie zgodzić się z twierdzeniem Davida Gauthiera, amerykańskiego komunitarianina, który opisując specyfikę myślenia o miłości i tworzonych przez nią wspólnot, wskazuje, że liberalne indywiduum [] nie jest związane ustalonymi społecznymi rolami, ani w swoich działaniach, ani gdy chodzi o uczucia [...] Więzi narzucone, niebędące rezultatem osobistego zaangażowania, byłyby nie do pogodzenia z indywidualną autonomią w dziedzinie uczuć1.

Takie myślenie najmocniej uderza w więź międzypokoleniową, ale trudno nie dostrzec w nim istotnego zagrożenia także dla instytucji małżeństwa, które — jeśli konsekwentnie przyjąć odczytany przez Gauthiera w rzeczywistości paradygmat „swobody uczuć” — powinno zostać zastąpione przez mniej sformalizowaną instytucję konkubinatu, który nie tworząc sztywnych ram prawnych utrudniających, jak w małżeństwie, rozpad związku, pozostawia jednostce więcej wolności w swobodnym wyrażaniu uczuć. Na ten schemat nakłada się jeszcze dominująca „moralność autentyczności”, która — jak wskazuje Charles Taylor — za moralne uznaje ostatecznie nie to, co dobre, ale to, co jednostka uzna za autentyczne. W efekcie, małżeństwa i związki, które po kilku latach przeżywają naturalny kryzys — rozpadają się właśnie w imię samorealizacji, spełnienia i właśnie autentyczności. Za symboliczną w tym kontekście można uznać niedawną wypowiedź Katarzyny Dowbor, która — komentując w portalu Wirtualne Media rozpad małżeństwa Tomasza Lisa i Kingi Rusin — uznała rozwód nie za klęskę, jaka niekiedy przydarzyć się może ludziom, ale za wyraz dojrzałości i odpowiedzialności. To, co zatem do niedawna określano ucieczką i brakiem odpowiedzialności, teraz przekształciło się w odpowiedzialność i dojrzałość.

Dokąd zaprowadzić może taka domyślana i zrealizowana „małżeńska etyka autentyczności” — najlepiej pokazują powieści Michela Houllebecqa. W „Możliwościach wyspy” każdy związek małżeński ma jeden cel — pomoc jednostce w samorealizacji, i tak zresztą niemożliwej. Staje się on zatem jedynie podwojonym egoizmem, a nie wspólnotą, co w płaszczyźnie erotycznej skutkuje seksem, który ze zjednoczenia przemienia się we wzajemną masturbację. Małżeństwo — z opartego na zaufaniu, wierności i odpowiedzialności związku dwóch osób — przekształca się u niego w relację czysto erotyczną, która nie może i nie powinna skutkować budowaniem trwałych relacji społecznych. Dzisiaj nie potrafiłbym chyba przypomnieć sobie, dlaczego poślubiłem swoją pierwszą żonę; gdybym ją spotkał na ulicy, sądzę, że nie poznałbym jej [...] Co do mojej żony, a właściwie mojej pierwszej żony, przeżyliśmy razem jakieś dwa, trzy lata; kiedy tylko zaszła w ciążę, właściwie od razu ją rzuciłem — mówi bohater powieści Daniel, a odnosząc się do najbardziej fundamentalnej relacji ojcostwa uzupełnia: W dniu samobójstwa mojego syna smażyłem sobie jajecznicę z pomidorami. Żywy pies jest więcej wart niż nieżywy lew, ocenia słusznie Eklezjasta. Nigdy nie lubiłem tego dziecka, głupotą dorównywało matce, a podłością ojcu. Jego śmierć nie oznaczała dla mnie katastrofy; świat może się obejść bez istot tego rodzaju2. Kolejne małżeństwo Daniela wcale nie przynosi przełomu, i podobnie jak pierwsze dobiega końca, gdy w miejsce pożądania, seksu czy przyjemności, pojawia się konieczność odpowiedzialności. Izabelle żegna się z mężem krótkim zdaniem: Nie chcę być ci ciężarem3. Takie podejście do małżeństwa i rodziny znajduje zwieńczenie w nauce — wymyślonego przez pisarza — Kościoła elohimitów, który postuluje wprowadzenie w życie pełnej wolnej miłości, przy zachowaniu żelaznej zasady: No children!

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 następna strona

Małżeństwo i rodzina

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?